Faye dostrzegła wahanie na twarzy Blake'a, a jej oblicze posmutniało. – Niech pan to przemyśli, panie Woods. W Cape podchodzimy bardzo rygorystycznie do nadzoru finansowego i to nie jest wyjątek. Ma pan swoje obawy, ale my też. Jeśli pan tego nie chce, możemy natychmiast zakończyć naszą współpracę.
Blake bił się z myślami przez chwilę, ale w końcu zgodził się podpisać.
Pięć miliardów dolarów było zbyt ważne. Ponadto, taka instytucja jak Konsorcjum Cape nie zadawałaby sobie trudu dla małej firmy jak Woods Corporate, prawda?
– Podpiszę. – Blake posłusznie złożył podpis.
Faye oparła się wygodnie w fotelu, kołysząc się lekko z uśmiechem.
Po podpisaniu dokumentów Faye wstała i wyciągnęła rękę do Blake'a. – Cieszę się na naszą współpracę. Woods Corporate natychmiast otrzyma środki. Proszę sprawdzić przelew później.
Blake pospiesznie uścisnął dłoń Faye z wielką wdzięcznością.
Faye cofnęła rękę z uśmiechem. – Do widzenia.
Blake skinął głową z podekscytowaniem, kłaniając się głęboko, po czym opuścił biuro, by przygotować się do nadchodzących zadań.
Faye usiadła z powrotem na krześle z zimnym uśmiechem. – Idiota.
-
O zmierzchu.
Po medytacji Wilbur zszedł na dół, by zjeść kolację na mieście.
Gdy dotarł do salonu, Jackson, Miranda, Yvonne i Blake rozmawiali wesoło na kanapie.
Wilbur zerknął na nich i skierował się do wyjścia.
Wtedy Yvonne zawołała go: – Wilbur.
– O co chodzi? – Odwrócił się, by zapytać.
Yvonne uśmiechała się promiennie. – Blake właśnie dostał pięć miliardów dolarów od Konsorcjum Cape.
– Co to ma wspólnego ze mną? – Twarz Wilbura była kamienna.
Jego postawa natychmiast zirytowała Yvonne, która pomyślała w duchu: „Ten idiota to prawdziwy wrzód na tyłku”.
– Wilbur, Blake zostaje dziś na noc w moim pokoju. Postaraj się nie wychodzić, jeśli nic się nie dzieje. Nie chciałabym, żebyś zobaczył coś, czego nie powinieneś widzieć – powiedziała drwiącym tonem Yvonne, ściskając ramię Blake'a.
Wyraz twarzy Wilbura pociemniał, gdy omiótł wzrokiem wszystkich w salonie.
Jednak jego teściowie wyglądali na całkowicie zadowolonych. Yvonne uśmiechała się szeroko, a Blake był ucieleśnieniem arogancji.
Nikt nie uważał tego za hańbę, a pogarda wobec Wilbura była wypisana na ich twarzach.
Po krótkiej pauzie Wilbur westchnął. – Dobrze, zgadzam się na to. Rozwiedźmy się jutro.
Yvonne była wniebowzięta. – Lepiej dotrzymaj obietnicy! Załatwimy to jutro z samego rana.
W oczach Wilbura błysnęła mordercza intencja. Odpowiedział jednak chłodno: – Kiedy coś mówię, to jest to ostateczne. Niech nikt z nas tego nie żałuje.
– Żałuje? – Yvonne wybuchnęła dzikim śmiechem i powiedziała: – Rzeczą, której najbardziej żałuję, jest ślub z tobą, ty bezwartościowy dupku.
Ojciec Yvonne również się wtrącił: – Zatem ustalone. Jutro rano bierzecie rozwód.
– Odchodzisz z niczym – dodała w porę Miranda.
Wilbur potrząsnął głową z uśmiechem, mówiąc: – Jak sobie chcecie.
Willowsi byli w ekstazie, a Blake również triumfował. Nie tylko właśnie dostał pięć miliardów dolarów, ale wkrótce Willowsi też będą należeć do niego.
W tym momencie do pokoju weszła Chelsea. Zobaczyła miny wszystkich i zapytała natychmiast: – Co wy robicie?
– Wilbur właśnie zgodził się na rozwód – uśmiechnęła się Yvonne.
Chelsea była w szoku, odwracając się, by spojrzeć na Wilbura. – Czy nie obiecałeś mi czegoś?
– Głuptasie, nie można wymuszać takich rzeczy. Pozwólmy sprawom toczyć się własnym torem – powiedział Wilbur z uśmiechem.
Chelsea patrzyła na swoich rodziców z niedowierzaniem. – Naprawdę zamierzacie to zrobić?
– Podjęliśmy decyzję. Trzymanie tego leniwego darmozjada tylko powstrzyma twoją siostrę i Willowsów przed świetlaną przyszłością. Bez niego będzie lepiej – powiedział Jackson.
– Mamo? – Chelsea spojrzała na matkę.
Miranda przybrała fasadę szczerości i powiedziała: – Willowsi będą mieli lepszą przyszłość, jeśli połączymy siły z Blakiem. Robimy to dla szczęścia twojej siostry i przyszłości naszej rodziny. Proszę, zrozum nasze intencje.
– Jak możecie to robić? – Chelsea była naprawdę wściekła i krzyknęła na nich.
Wskazała na rodziców i siostrę drżącą ręką, a w jej oczach stanęły łzy. – Bez Wilbura Willowsi byliby nikim. Czy nie macie sumienia, wyrzucając go tak po prostu?
– O czym ty mówisz? – Jackson z trudem powstrzymywał wściekłość, podchodząc, by natychmiast spoliczkować córkę.
Czysty dźwięk uderzenia rozszedł się w powietrzu, a Chelsea zakryła twarz, oszołomiona.
Dopiero po dłuższej chwili odzyskała zmysły.
Nie miała już łez, czuła tylko głębokie ukłucie bólu w piersi.
Zerknęła na rodziców i potrząsnęła głową. – Nie mogę zostać w takiej rodzinie. Róbcie, co chcecie.
Po tych słowach Chelsea wyszła, nie oglądając się za siebie.
Jackson wydawał się nieco skruszony, ale Miranda powiedziała: – Zostaw ją. Wróci za kilka dni, jak wszystko przemyśli.
Wilbur zmarszczył brwi i rzekł bez pośpiechu: – Odchodzę. Do zobaczenia jutro w urzędzie na rozwodzie.
Powiedziawszy to, wyszedł zamaszystym krokiem.
Miranda prychnęła chłodno. – Połamię mu nogi, jeśli się jutro nie pojawi.
Jackson rozpromienił się i powiedział: – Panie Woods, moja żona i ja idziemy odpocząć. Może pan dalej rozmawiać z Yvonne. Nie będziemy wam przeszkadzać.
To mówiąc, Jackson wyszedł, ciągnąc za sobą Mirandę, i para szybko wróciła do swojego pokoju.
W tym momencie Blake był tak szczęśliwy, że objął Yvonne jednym ramieniem i poprowadził do jej pokoju. Wszedł na nią w łóżku i podekscytowany zaczął zdejmować ubranie.
Yvonne pospiesznie go powstrzymała. – Nie teraz. Będę cała twoja, gdy tylko weźmiemy ślub.
Blake nie nalegał. – Dobrze, jeśli to cię uszczęśliwi. Mogę wytrzymać jeszcze trochę.
– Och, nie bądź taki. I tak wkrótce będę twoja. Gdzie ci się spieszy? Powiedz, kiedy powinien odbyć się ślub? – Yvonne grała rolę idealnej kobiety.
– W ciągu najbliższych kilku dni. Zorganizuję to w momencie, gdy rozwiedziesz się z tym włóczęgą – powiedział bez wahania Blake.
Yvonne przytuliła się do Blake'a. – Kocham cię, Blake.
– Ja też cię kocham, Yvonne.
Wyraz twarzy Yvonne był pełen błogości, ale spojrzenie Blake'a niosło ze sobą coś o wiele bardziej złowrogiego.
Po opuszczeniu domu Willowsów Wilbur szedł ulicą, wysyłając SMS-a do Chelsea. Napisał jej, żeby na razie uspokoiła się gdzieś indziej i nie szła nigdzie w pośpiechu.
Chelsea nie była zaradna, ale była młoda i można ją było wyszkolić.
Jej zasady i dziecięca niewinność były tym, co Wilbur lubił w niej najbardziej. Tacy ludzie będą dla niego niezwykle użyteczni w przyszłości.
Tak po prostu Wilbur spacerował powoli ulicą, rozmyślając o tym, co ma nadejść.
Wkrótce minęła cała godzina.
W tym momencie rozległ się głośny krzyk.
Wilbur odwrócił się i zobaczył małe dziecko w wieku około czterech lub pięciu lat na środku ulicy, a samochód zbliżał się z każdą sekundą.
Kierowca wcisnął hamulec do dechy, ale biorąc pod uwagę odległość, dziecko nadal było w niebezpieczeństwie.
Wilbur podjął decyzję w chwili, gdy zobaczył tę scenę.
















