Wilbur zachichotał. "Jasne. Postaram się opanować."
"Blake i ja zdecydowaliśmy się zorganizować nasz ślub na Wyspie Kurortowej Southlake szesnastego tego miesiąca i zapraszamy ciebie" – powiedziała Yvonne.
Wilbur milczał przez dłuższą chwilę, po czym zapytał: "Dlaczego mnie zapraszasz?"
"Żebyś zobaczył, jak idealnie Blake i ja do siebie pasujemy, oczywiście. Zapraszamy wszystkich członków elity Seechertown. Chyba nie stchórzysz i się pojawisz?" – powiedziała dumnie Yvonne.
Wilbur rzekł lekko: "Więc po prostu chcesz mnie upokorzyć."
"Nie nazywaj tego tak! Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nigdy nie zasługiwałeś na taką fajną dziewczynę jak ja. Jesteś tchórzem, jeśli nie przyjdziesz. Bękarcie."
Wilbur zrozumiał, o co jej chodziło. Yvonne wyżywała się na nim.
Wiedziała, że pięć milionów dolarów przydało się rodzinie Willows, ale nie chciała się do tego przyznać.
Dlatego posuwała się do wszelkich starań, by go upokorzyć i zdołować, aby sama mogła wypaść lepiej. Chciała udowodnić, że od początku podjęła właściwą decyzję.
Co za żart! Wilbur westchnął: "Będę na czas." Po czym rozłączył się.
Wtedy drzwi domu otworzyły się i weszła Faye, niosąc torbę z zakupami.
"Witaj, Szefie" – powiedziała Faye z szacunkiem.
Wilbur uśmiechnął się lekko. "Byłaś na zakupach spożywczych?"
"Nie chciałam, żeby Pana posiłki były zbyt skromne" – powiedziała Faye.
"Dziękuję. Nie musiałaś" – zapewnił ją Wilbur.
"Oczywiście, że muszę! Ja też muszę jeść."
Faye przebrała się w kapcie i schowała zakupy do lodówki, po czym poszła na górę, by przebrać się w piżamę.
Tym razem miała na sobie jedwabną sukienkę sięgającą kostek. Dekolt był głęboko wycięty, odsłaniając jej gładkie ramiona. Włosy miała upięte w kok, co sprawiało, że wyglądała jak bogata gospodyni domowa.
Faye była prawdziwą kobietą z gustem, jeśli chodzi o modę.
"Zabieram się za robienie kolacji" – poinformowała Wilbura z uśmiechem Faye, po czym udała się do kuchni.
Wilbur skinął głową, siedząc w salonie i oglądając telewizję.
Wkrótce Faye przygotowała posiłek z kurczaka i groszku z puree ziemniaczanym. Było to proste danie, ale wyglądało pysznie.
Po nakryciu do stołu Faye usiadła z elegancją. Kobieta taka jak ona miała pełne gracji maniery nawet podczas jedzenia.
"Nie umiem gotować zbyt wielu rzeczy. Przepraszam" – wyraz twarzy Faye był przepraszający.
Wilbur pospieszył z odpowiedzią: "Och, to i tak jest wystarczająco wspaniałe."
Po tych słowach zabrał się za jedzenie, myśląc w duchu, że urok kobiety takiej jak Faye to więcej, niż większość ludzi mogłaby znieść.
Po kilku kęsach Faye spojrzała na Wilbura. "Szefie, odkryliśmy pewien problem."
"Jaki problem?" – zapytał Wilbur, przeżuwając.
Faye odłożyła widelec, przerwała na chwilę i powiedziała: "Kilku dyrektorów potajemnie skopiowało dysk twardy Blake'a po wejściu do Korporacji Woods i odkryliśmy, że ma propozycję o nazwie Willow Corp."
"Co to za propozycja?"
"Przeanalizował kondycję finansową Willow Corp i planuje wżenić się w rodzinę Willow, aby zdobyć udziały w firmie."
"Napisał to wszystko w propozycji?" Wilbur uznał to za trudne do uwierzenia.
Faye potrząsnęła głową. "Nie do końca, ale były tam rzeczy o poślubieniu Yvonne Willow, przedstawicielki firmy. Chodzi o to, że planuje się z nią ożenić i skupować udziały firmy, aż stanie się większościowym udziałowcem, a następnie wziąć rozwód. Ma nawet przygotowany projekt pozwu rozwodowego. Jest bardzo szczegółowy. Jestem prawie pewna, że spróbuje legalnie przywłaszczyć sobie całą firmę."
Wilbur był oszołomiony. Chociaż przeszło mu to przez myśl, nie spodziewał się, że Blake będzie tak dokładny. Jeszcze się nie pobrali, a on już przygotował papiery rozwodowe.
Po krótkiej pauzie Wilbur podał swój talerz Faye. "Czy mógłbym prosić o więcej ziemniaków?"
Faye napełniła jego talerz, a Wilbur znów zaczął jeść.
Faye nie mogła już dłużej wytrzymać i zapytała cichym głosem: "Szefie, Pan i Korporacja Woods..."
Wilbur zerknął na Faye, która szybko spuściła wzrok i kontynuowała jedzenie.
Wilbur wziął kolejny kęs. "Yvonne to moja była żona. Dopiero co dzisiaj się rozwiedliśmy, a ona ponownie wychodzi za mąż za Blake'a Woodsa."
Widelec i talerz Faye z brzękiem upadły na podłogę, a dźwięk rozszedł się w powietrzu, gdy naczynie roztrzaskało się na kawałki.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
Jak głupia musiała być Yvonne, żeby rozwieść się z Wilburem i ponownie wyjść za Blake'a?
Z drugiej strony, to odkrycie odpowiedziało na wiele pytań, które dręczyły ją przez ostatnie kilka dni.
A więc tych dwóch idiotów zrobiło coś takiego.
Faye ostrożnie dobrała słowa i powiedziała: "Szefie, nie potrzebuje Pan takiej kobiety."
Wilbur uśmiechnął się. "Zbierz wszystkie dowody, jakie masz. Obiecałem pojawić się na ich ślubie. Muszę im przynieść odpowiedni prezent."
"Zrozumiałam." Faye natychmiast pojęła, jakie jest jej zadanie. W duchu ubolewała nad losem tych dwóch idiotów.
Po skończonej kolacji Faye zaniosła naczynia do kuchni, podczas gdy Wilbur zapalił papierosa i palił go w milczeniu.
Gdy skończyła, Wilbur powiedział: "Ciężko pracowałaś. Idź i odpocznij." Po tych słowach wrócił do swojego pokoju.
Faye zaniemówiła, ale mogła jedynie wrócić na górę do swojego pokoju.
Leżała w łóżku, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Yvonne Willow zrobiła taką głupotę.
Wilbur miał nieskończone zasoby bogactwa i udowodniono, że posiadał jakieś nadludzkie zdolności. Poza tym był całkiem przystojnym i męskim facetem.
Po poznaniu go przez ostatnie dwa dni Faye zdała sobie sprawę, że jest on dość dobrze wychowanym facetem. Nigdy nie patrzył na jej ciało zbyt długo i nigdy nie sprawiał, by sytuacja między nimi była niezręczna. Był naprawdę bardzo porządnym facetem.
Gdzie na świecie kobieta znalazłaby takiego męża?
Yvonne nie tylko przegapiła swoją szansę, ale zniżyła się tak nisko, by zrobić coś takiego, by sprowokować Wilbura. Nie, ona nie była po prostu idiotką. Była nieodwracalnie bezmózga.
Gdy tak Faye fantazjowała, zadzwonił jej telefon.
Spojrzała, kto dzwoni, i odebrała.
"Panno Yves, znaleźliśmy coś nowego w Korporacji Woods" – powiedziała jej sekretarka.
"Co takiego?"
"Korporacja Woods ma problemy z podatkami i księgowością, i to całkiem poważne."
"Dobrze. Zabezpiecz dowody i nie alarmuj Blake'a."
"Zrozumiałam, panno Yves."
"Och, i sprowadź ludzi odpowiedzialnych za departament podatkowy oraz przestępstwa skarbowe. Mam kilka rzeczy do zgłoszenia."
"Dobrze, panno Yves."
Faye rozłączyła się i prychnęła lekko do siebie. "Koniec czasu, Blake i Yvonne. Pożałujecie tego."
Leżąc w łóżku, przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Obraz twarzy Wilbura pojawiał się w jej myślach, a jej twarz stawała się coraz bardziej czerwona.
Następnego ranka.
Wilbur obudził się punktualnie jak zwykle. Odświeżył się i poszedł do salonu.
Zastał tam Faye ubraną w liliowy garnitur biurowy. Ołówkowa spódnica ładnie podkreślała jej kształty.
"Wcześnie Pani wstała, panno Yves" – przywitał ją z uśmiechem Wilbur.
Faye ukłoniła się lekko, gdy Wilbur do niej podszedł. Zobaczył dwa ciemne cienie pod oczami Faye, takie, które trudno było ukryć nawet przy użyciu korektora.
"Co tam? Nie wyspała się Pani w nocy?" – zapytał Wilbur.
Faye poczerwieniała aż po szyję. Natychmiast opuściła głowę. "Moja sekretarka zadzwoniła wczoraj wieczorem i powiedziała, że jest problem z księgowością i podatkami Korporacji Woods. Zaprosiłam na dzisiejsze popołudnie ludzi odpowiedzialnych za Departament Podatków i Przestępstw Skarbowych."
"Och. Czy jest źle?" – zainteresowanie Wilbura zostało natychmiast rozbudzone.
















