Aria
"Co tu się, do cholery, dzieje?" Wyrwałam się z jego uścisku, potrząsając głową, jakby postradał zmysły. "Kłamiesz. Nie czuję żadnej więzi ani nie wyczuwam twojego zapachu."
Kłamstwo. Ogromne kłamstwo. Pachnie jak niebo zanurzone w grzechu, a bycie tak blisko niego sprawia, że moja wilczyca wierci się, jakby była na trzydziestce espresso. Ale nie ma mowy. Nie. To się nie wydarzy. On nie może być moim przeznaczonym.
"Dlaczego…" Mój głos wzrasta z każdym słowem. "Dlaczego, u licha, Bogini Księżyca miałaby obarczyć mnie kimś takim jak ty, jako moim przeznaczonym na drugą szansę?" Wznoszę ręce w powietrze, kompletnie zrezygnowana z tego kosmicznego żartu.
Lucas wygląda na rozbawionego, co tylko mnie jeszcze bardziej wkurza. Oczywiście, że jest rozbawiony. Facet jest królem naszej szkoły, złotym chłopcem, którego każda dziewczyna wielbi, i, a tak, cholernym młodym miliarderem. Ja? Jestem tylko Aria Whitlock, profesjonalną wycieraczką. Nie jesteśmy nawet tym samym gatunkiem, jeśli chodzi o drabinę społeczną.
"Nie no, serio," dodaję, rzucając mu wściekłe spojrzenie. "Dlaczego Bogini miałaby marnować idealną więź przeznaczenia na ciebie?"
"Łał," mówi, chwytając się za pierś, jakbym go zraniła. "Ostro, co?"
"Jesteś dosłownym babiarzem, Lucas. Spałeś z połową szkoły. Pewnie z drugą połową też, jeśli spódniczki nie są twoją bajką."
Wzrusza ramionami, nawet nie próbując zaprzeczyć. "Okej, w porządku."
Mrużę oczy. "Nie będę tego robić. Nie mogę przechodzić od jednego dupka-przeznaczonego do drugiego. Nie akceptuję tej więzi."
"Spoko." Opiera się nonszalancko o barierkę, wyglądając, jakby odrzucenie w ogóle go nie ruszało. "Bo ja też nie."
"Czekaj – co?" Mrugam, zaskoczona.
"Ale," kontynuuje, z tym swoim charakterystycznym, aroganckim uśmieszkiem rozciągającym się na jego głupio idealnej twarzy, "chcę być twoim fałszywym chłopakiem."
Wpatruję się w niego, jakby wyrosła mu druga głowa. "O czym ty, do cholery, mówisz?"
"Poudawajmy parę przez resztę tego rejsu," mówi, jakby to było najnormalniejsze na świecie. "Wiesz, żeby wkurzyć Ethana i Vanessę. I nie martw się, nie jestem zainteresowany więzią przeznaczenia."
Gapię się na niego, próbując zrozumieć, czy mówi poważnie. Mówi. Oczywiście, że mówi. Lucas Russo żyje dramatem. Marszczę brwi, próbując ogarnąć ten bałagan. Wiem, że Lucas i Ethan niekoniecznie się dogadują, w ogóle się nie znoszą. Ale to nonszalanckie odrzucenie więzi przeznaczenia przez Lucasa… Kłuje, ale dlaczego tak bardzo mnie to gryzie? To znaczy, mój własny przeznaczony nawet się tym nie przejmuje, więc dlaczego ja miałabym się przejmować?
Ale kurczę, myśl o natarciu tym Ethanowi na twarz jest trochę kusząca. Mimo wszystko…
"Nie ma mowy," mówię stanowczo. "Nie jestem zainteresowana."
Lucas przechyla głowę. "A tak? Gdzie planujesz się zatrzymać? W apartamencie Ethana? A, czekaj – wyrzucił cię na zbity pysk. I czy nie obowiązuje limit dwóch osób na pokój?"
Cholera. Moja twarz opada, gdy zdaję sobie sprawę, że ma rację. Głupie zasady statku.
"Zostanę z moimi przyjaciółkami," warkam, łapiąc się brzytwy.
Uśmiecha się. "Ostatnio, jak sprawdzałem, były was trzy. Naprawdę myślisz, że Lily i Mia wybiorą, kto wyleci?"
Cholera. Ma mnie.
"Dlaczego w ogóle to robisz?" Pytam, krzyżując ramiona.
Uśmieszek Lucasa łagodnieje, tylko trochę. "Bo nie znoszę tego dupka i nienawidzę tego, jak cię potraktował. Widziałem wszystko."
Wstyd pali moje policzki, ale szybko zostaje stłumiony przez złość. Pieprzyć Ethana. Pieprzyć Vanessę. I pieprzyć całą tę sytuację. Może ten absurdalny plan Lucasa nie jest najgorszym pomysłem na świecie.
Wzdycham. "Więc, jaki jest haczyk?"
Posyła mi boczny uśmieszek. "Praktycznie wszystko."
"Dobra," mamroczę. "Zrobię to. Ale to jest udawane. Ściśle udawane."
Lucas uśmiecha się, zwycięski. "Oczywiście. Będziemy grać szczęśliwą parę, upewnimy się, że wszyscy wiedzą, że jesteśmy przeznaczeni, a po rejsie…"
"Umowa," mówię.
"Ale jeszcze jedno – nie zakochaj się we mnie."
Wydaję z siebie głupi śmiech. "Wzajemnie. Nie miej żadnych pomysłów. Serio. Nie jesteś w moim typie i nie zakocham się w tobie."
Staram się nie patrzeć na jego szare oczy, tę idealnie wyrzeźbioną twarz, oliwkową skórę i te mięśnie, które, przysięgam, mogłyby stopić dziewczynie majtki. Nie żebym kiedykolwiek na to pozwoliła. Nigdy w życiu.
"Ty też nie jesteś w moim typie."
Krzywię się. "Nie martw się. Miałam już dość bawidamków na całe życie."
Lucas wyciąga rękę, uśmiechając się. "Partnerzy?"
Przewracam oczami, ale ściskam jego rękę. "Partnerzy."
"Więc, jak dokładnie to zakończymy… wiesz, kiedy to wszystko się skończy?" Pytam Lucasa, starając się brzmieć obojętnie, mimo że pytanie kołatało mi się w głowie od dni.
Jego twarz na chwilę staje się poważna, co szczerze mówiąc, jest bardziej niepokojące niż jego zwykły uśmieszek. "Ostatniego dnia na tym statku? Odrzucamy się nawzajem i zmykamy stąd," mówi, jakby podawał prognozę pogody.
Kiwam powoli głową. To rzeczywiście brzmi jak najlepsza opcja. I tak nie ma tu dla mnie nic. To znaczy, Lucas? Totalny playboy. Facet nie potrafiłby związać się z żadną dziewczyną. Obchodzi go tylko hokej.
"Kiedy zejdziemy z tego statku, wszystko, co się tu wydarzyło, zostaje tutaj," dodaje, posyłając mi znaczące spojrzenie.
Kiwam znowu głową, bo co innego mam zrobić? Pewnie wróci do swojego idealnego życia – gdzie kobiety rzucają mu się do stóp – a ja powlokę się z powrotem do mojego ponurego małego istnienia. Wiesz, jak Kopciuszek, tylko bez balu, księcia, a nawet przyzwoitych butów.
"Świetnie. No chodź, dziewczyno, idziemy odebrać twoje rzeczy od tego dupka," mówi Lucas, całkiem swobodnie, jakbyśmy szli na kawę – a nie wchodzili do lwiej jamy.
















