Rozwieram usta z niedowierzaniem, stojąc w progu mojego nowego pokoju. To musi być pomyłka. To nie jest coś, czego można by się spodziewać po akademiku. To bardziej apartament w hotelu. Łóżko jest ogromne, co najmniej king-size, a poduszki są jak pluszowe chmurki, w które aż chce się wskoczyć. Jest toaletka z lustrem i garderoba, która jest prawie tak duża jak cały mój pokój w akademiku na Uniwersytecie Mount. Duże okno otoczone jest regałami z książkami każdego gatunku, o jakim można zamarzyć, a także przytulny kącik przy oknie z poduszkami i kocem. Prawie piszczę z ekscytacji. Jest też mały blat z czajnikiem, ekspresem do kawy i mini lodówką. W łazience jest nie tylko prysznic, ale i pełnowymiarowa wanna. Całe to miejsce to luksus, który widziałam tylko w telewizji i nie mam pojęcia, jak za to zapłacę, bo nie sądzę, żeby praca na pół etatu przy studiach wystarczyła. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze w łazience i wzdrygam się. Moje włosy są w nieładzie, mam na sobie koszulę nocną ze spodenkami i znoszone trampki Converse, które oficer Shelby pozwoliła mi założyć, zanim zabrała mnie na komisariat. Wyglądam tu zupełnie nie na miejscu. Na drzwiach łazienki zauważam szlafrok, a w szafce leżą ręczniki i kosmetyki. To nie jest idealne, ale mogłabym wziąć prysznic i przebrać się w szlafrok na jakiś czas. Mam nadzieję, że moje rzeczy zostaną mi wkrótce dostarczone, bo będę pośmiewiskiem szkoły, jeśli w mojej garderobie nie będzie nic poza szlafrokiem i bielizną nocną. Po gorącym prysznicu czuję się milion razy lepiej. Oblekam się luksusowym szlafrokiem i podchodzę do regałów, żeby sprawdzić, co jest w ofercie. Wskoczenie w czyjś szalony świat brzmi jak świetne odwrócenie uwagi, podczas gdy czekam, aż ktoś przyniesie moje rzeczy i wprowadzi mnie w moje nowe życie. Książka zatytułowana "Szare" przykuwa moją uwagę i choć nie jest to beletrystyka, na którą liczyłam, wygląda na dobry punkt wyjścia do poznania mojego nowego życia. Wspinam się do kącika okiennego i zaczynam czytać. Dowiedziałam się, że Szarzy to nadludzka rasa, która posiada moce, w tym między innymi: nadludzką siłę, manifestację, teleportację, zmianę kształtu, nadludzką szybkość, przymus, telepatię i telekinezę. Wypuszczam powietrze i zamykam książkę, czując się już przytłoczona i nie jestem pewna, czy mogę w to wszystko uwierzyć. Głosy za oknem przykuwają moją uwagę i pochylam się bliżej, żeby spojrzeć na ziemię na zewnątrz. W stronę mojego budynku zmierza grupa mężczyzn, którzy przepychają się i szturchają żartobliwie, a gdy podchodzą bliżej, zauważam, jak są brudni i potargani. Może byli częścią grupy, która wcześniej odbywała trening bojowy. Mężczyźni wchodzą do drzwi pod moim pokojem i znikają z oczu, z wyjątkiem jednego. Z tego kąta widzę niewiele z jego rysów, ale wygląda na wysokiego, z burzą blond włosów, długich na górze, ale ogolonych po bokach. Wydaje się zdezorientowany, gdy odwraca się i skanuje otoczenie, może kogoś szuka. Spoglądam w kierunku, w którym patrzy, żeby sprawdzić, czy widzę kogoś, na kogo mógłby czekać, ale nikogo innego nie ma w zasięgu wzroku. Spoglądam z powrotem na mężczyznę i wzdycham, odskakując od okna, gdy widzę, że wpatruje się prosto na mnie. Przysięgam, że jego oczy błysnęły na niebiesko, tak jak pana Collinsa, tuż przed tym, jak użył na mnie swoich mocy. Kiedy już się opanuję, powoli wracam do okna, wyglądając ponad parapet, żeby sprawdzić, czy on tam jeszcze jest. Wypuszczam powietrze z ulgą, gdy znowu widzę pusty dziedziniec. Pukanie do moich drzwi znowu mnie przestraszyło. Dlaczego nagle jestem taka nerwowa? Właściwie to głupie pytanie. Zostałam dosłownie wyrwana z mojego życia i wrzucona do zupełnie nowej krainy, gdzie ludzie mają moce i mogą rozkazywać mi robić, co im się podoba. Muszę zachować czujność i trzeźwość umysłu, jeśli mam przeżyć w tym miejscu. Otwieram drzwi, spodziewając się zobaczyć pana Collinsa, Clarissę lub kogoś dostarczającego moje rzeczy, ale twarz, która mnie wita, nie należy do żadnej z tych osób. To blondyn, którego widziałam przez okno.
"No cześć, nowa dziewczyno," uśmiecha się do mnie z najdoskonalszymi białymi zębami.
"Cześć," odpowiadam niezręcznie, zaciskając szlafrok, żeby upewnić się, że nie pokazuję nic, czego nie chcę, żeby zobaczył. Słyszę kroki na korytarzu, a blondyn wpada do mojego pokoju i zamyka za sobą drzwi, prawie mnie przewracając.
"O co chodzi?" pytam, starając się nie okazywać strachu.
"Cicho," mówi cicho, przykładając palec do ust. Mam już zacząć krzyczeć, żeby wyszedł, kiedy słyszę głosy po drugiej stronie drzwi. Kiedy wydaje się, że głosy przeszły, blondyn chichocze. "Przepraszam, chciałem z tobą porozmawiać, zanim reszta chłopaków dowie się, że tu jesteś, jestem Theo Henry, twój nowy sąsiad," wyjaśnia i wyciąga rękę na powitanie. Nerwowo przygryzam dolną wargę, zastanawiając się, czy powinnam zaufać temu facetowi. "Nie gryzę," zapewnia, najwyraźniej zauważając moje wahanie. Patrzę mu w oczy i widzę w nich życzliwość. Coś głęboko we mnie mówi mi, że mogę mu zaufać, że będzie ważną częścią mojego nowego życia tutaj.
"Jestem Josie," mówię w końcu, podając mu wyciągniętą rękę i potrząsając nią. Jego oczy błyskają na niebiesko i rozszerzają się, a fala strachu przepływa przeze mnie, tuż zanim wszystko staje się czarne.
















