*TESSA*
– Gdybyś miała choć krztę manier, nie nastawiłabyś mojego ojca przeciwko nam – warknęłam, wstając.
Przez tyle lat… Ojciec nie patrzył na mnie, jakbym była jego córką.
Zamiast tego wpatrywał się we mnie, jak w obcą osobę.
Kiedy byłam młodsza, matki nie było stać na opłacenie mojego czesnego i poszłam do niego po pomoc, ale mnie wyrzucił.
I bardzo boli, że Anna może wieść tak dobre życie. Ona nawet nie jest jego biologiczną córką!
Teraz… ja również go odsunęłam.
Przestał być moim ojcem dawno temu.
– Patryku, jak ona śmie się do mnie tak odzywać?! – zajęczała Cassie.
Mój ojciec zerwał się na równe nogi. – Zacznij odnosić się z szacunkiem do mojej żony! – zagrzmiał i spoliczkował mnie.
To było niespodziewane i upadłam na podłogę.
– Nie powinno do tego dojść, Patryku – warknął wujek Wilson, podchodząc do mnie.
– Jak śmiesz dotykać mojej córki?! – wrzasnęła moja mama.
– Sama na to zasłużyła – odparła szyderczo Anna.
Oślepiał mnie gniew.
Tracąc zupełnie panowanie nad sobą, wstałam, chwyciłam kilka talerzy z jedzeniem i rzuciłam nimi w mojego ojca… nie… on nie jest moim ojcem… w Patryka, Cassie i Annę.
Ich ubrania były poplamione, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją, widząc, jak ciska we mnie pioruny wzrokiem.
– Ty mała… – Patryk próbował uderzyć mnie ponownie, ale wujek Wilson go powstrzymał.
– Dość!
– Jesteś okropną córką! Jaka córka atakuje własnego ojca?! – krzyknęła Cassie.
Eleonora i moja mama pociągnęły mnie na bok.
– To ty to zaczęłaś. Nie mogłaś po prostu przetrwać tego wieczoru bez szukania kłopotów? – zapytała Cassie moja mama.
– Nie mogę uwierzyć, że mam taką córkę – wypluł z siebie Patryk.
Przewróciłam oczami.
Ja też nie mogę uwierzyć, że mam takiego ojca.
Byłam bardzo zadowolona z tego, jak brudno wygląda teraz Patryk i jego rodzina.
Ale wtedy moje serce zamarło, kiedy zauważyłam, że Declan wciąż tam siedzi i jest świadkiem całego tego dramatu.
Chciałabym, żeby go tu nie było.
Chciałabym, żeby nie musiał widzieć, jak spieprzona jest moja rodzina.
Zaczęłam czuć się zakłopotana, więc szepnęłam do mamy:
– Ja… muszę iść. – Z tymi słowami pospiesznie opuściłam salę.
Skrzyżowałam ramiona, kiedy natychmiast uderzył we mnie zimny wiatr na zewnątrz.
Zaczęłam iść, próbując zatrzymać jakąkolwiek taksówkę, która przejeżdżała, ale nie miałam szczęścia.
Mój policzek piekł, a łzy napłynęły mi do oczu.
Mrugałam szybko, starając się powstrzymać je przed upadkiem.
Nie żałuję tego, co zrobiłam dziś wieczorem.
Nie pozwolę się zastraszyć rodzinie mojego ojca.
Cieszę się, że postawiłam ich na swoim miejscu, ale jednocześnie nie mogłam powstrzymać smutku.
Chciałabym, żeby moja rodzina była inna.
Chciałabym, żeby moje życie było inne.
I łzy popłynęły.
Pociągnęłam nosem, kiedy zaczęły mnie boleć stopy.
Kiedy życie wreszcie potoczy się po mojej myśli?
Nagle obok mnie zatrzymał się samochód.
Spojrzałam w bok i zobaczyłam, jak szyba się opuszcza, a w środku siedzi Declan.
Zmarszczyłam brwi.
– Wsiadaj – rozkazał.
Wsiadaj?
Nie jesteśmy w jego firmie i nie muszę przyjmować od niego rozkazów.
A poza tym nie wiem, jak mam się z nim zmierzyć po tym, co się dziś wydarzyło.
– Nie jest tu łatwo złapać taksówkę – naciskał.
Zignorowałam go i szłam dalej.
On z kolei zaczął jechać powoli za mną.
Serio?
O co mu chodzi?
– Chyba nie jesteś na bieżąco z wiadomościami. Gdybyś była, wiedziałabyś, że w ostatnim czasie na tej ulicy doszło do kilku przypadków gwałtu i morderstwa… a najgorsze jest to, że… morderca robi wszystko, żeby nie dać się złapać.
Strach ogarnął moją duszę.
– Baw się dobrze, wracając do domu piechotą – powiedział i odjechał.
O nie!
Powinnam była przełknąć dumę!
Powinnam była wsiąść do jego samochodu.
Rozejrzałam się, nie mając odwagi zrobić kolejnego kroku.
Nawet jeśli życie było dla mnie trudne… wciąż nie chcę umierać…
Życie jest piękne, jakkolwiek na nie patrzeć.
O Boże.
Zobaczyłam jego samochód zatrzymany z przodu, a potem cofnął i zatrzymał się znowu obok mnie.
Tym razem nie musiał nic mówić.
Obiegłam samochód i szybko otworzyłam drzwi pasażera.
Wsiadłam i zapięłam pasy.
Postanowiłam nie patrzeć na jego twarz… jestem pewna, że ma na niej arogancki wyraz.
Podałam mu swój adres, a on wprowadził go do GPS.
Podróż była dość cicha.
Położyłam rękę na policzku, zastanawiając się, dlaczego to wciąż tak cholernie boli.
Nie mogę uwierzyć, że mnie spoliczkował, bo jego żona go do tego nakłoniła.
Wkrótce samochód zatrzymał się przed moim mieszkaniem.
– Dziękuję, panie Hudson – odpięłam pasy.
– Nie ma za co. Po prostu nie mogłem pozwolić, żeby moja pracownica spotkała swoją potencjalną śmierć, kiedy mogłem ją uratować.
Zacisnęłam zęby.
Czy o śmierci można mówić tak nonszalancko?
– Nie musi się pan martwić. Planuję żyć, aż będę stara i siwa. – Wyszłam i trzasnęłam drzwiami.
A potem odjechał z piskiem opon.
Po co komu przystojna twarz, skoro jest taki wredny?!
















