*TESSA*
Kiedy weszłam do domu, zastałam siostrę i matkę siedzące na kanapie.
Okazało się, że na mnie czekały.
"Tesso, gdzie byłaś? Martwiłam się… nawet nie odbierałaś moich telefonów" - zaczęła mama.
Westchnęłam i powoli usiadłam.
Byłam wyczerpana.
"Jak wróciłaś do domu?" - zapytałam z ciekawością.
Ja nie mogłam nawet złapać taksówki, a ona wróciła przede mną.
"Kiedy wyszłaś, musiałam się pożegnać z Wilsonem, więc poprosił swojego kierowcę, żeby mnie podwiózł."
Skinęłam głową ze zrozumieniem.
"Co się stało z twoją twarzą?" - zapytała moja siostra, Ashley.
"Tata mnie uderzył."
"Co?! - wykrzyknęła Ashley. - Dlaczego… jak…" Wybiegła z pokoju.
"Nie bierz tego do serca, Tesso. Powinnaś była zignorować Cassie zamiast…"
"Serio próbujesz usprawiedliwić to, co zrobił?"
"Kochanie…"
"Proszę… weź to." Ashley wróciła, podając mi worek z lodem.
"Dzięki" - wymamrotałam.
"Po prostu mówię, że gdybyś zignorowała wybuch Cassie, to…"
"To poczułaby potrzebę, żeby nas jeszcze bardziej poniżać. Naprawdę musisz odciąć się od tej słabości, którą masz do taty. On nas nienawidzi! Jesteśmy dla niego dosłownie obcymi ludźmi!"
Łzy piekły mnie w oczy.
Nienawidzę tego, jaka jest moja matka.
Słaba… jest cholernie słaba.
Gdybym była na jej miejscu, jedyne, co bym czuła do mojego ojca, to nienawiść, ale jestem prawie pewna, że ona nadal go kocha.
To było takie irytujące.
"On wciąż jest twoim ojcem." Jej głos się załamał i naprawdę nie chciałam kontynuować tej rozmowy.
"Idę spać."
************
Weszłam do mojej sypialni, przygnębiona, i opadłam na łóżko.
Cieszyłam się, że jutro jest weekend…
Moje myśli były rozproszone i nie miałam pojęcia, jak wytrzymam w pracy.
Położyłam się na plecach, wpatrując się w sufit, zastanawiając się, kiedy w końcu będę szczęśliwa i nie będę się o nic martwić.
Prawie godzinę później ktoś zapukał do moich drzwi i weszła Ashley.
"Czy policzek nadal boli?"
Usiadłam i udawałam uśmiech.
Zawsze chciałam być tą, która dźwiga problemy świata… nie ona.
Więc zawsze upewniam się, że jestem w porządku dla jej dobra.
"Już mi nic nie jest."
Powoli usiadła obok mnie.
"Nie pozwól im się załamać, siostra. Nie są tego warci."
Skinęłam głową i zgodziłam się. "Masz rację."
"To, co powinnaś teraz robić, to znaleźć dobrego faceta."
Przewróciłam oczami. "Nie… Po Marcusie myślę, że miłość nie jest dla mnie."
"Nie mów tak. Musisz po prostu szukać dalej, a mówiąc o szukaniu… mama kazała mi cię poinformować, że jej znajoma pokazała twoje zdjęcia pewnemu profesorowi. Chciałby się z tobą wkrótce spotkać."
Prychnęłam. "Powinnam była wiedzieć, że cała ta rozmowa o chłopaku zmierza do tego."
Ujęła moją dłoń. "Ja też jestem w to z mamą. Po prostu sprawdź go. Kto wie? Może to ten jedyny."
Zachichotałam. "Co ty wiesz? Powiedz jej, że się zastanowię. Chcę się trochę przespać" - odpowiedziałam, kładąc się znowu na łóżku.
Czy naprawdę powinnam znowu wchodzić w świat randek?
Nie wszyscy mężczyźni muszą być jak Marcus.
I tak tydzień później zastał mnie w restauracji przed moją randką.
Miał na sobie granatowe spodnie, białą koszulę i okulary.
Wymieniliśmy uprzejmości i nazywał się Edgar Duke.
Złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy jeść.
Ale po prostu nie czułam żadnych dobrych wibracji, ani nie widziałam siebie z nim ponownie.
Postanowiłam zrobić złe wrażenie, żeby nie chciał się ze mną więcej widzieć.
"Czy mogę zadać ci kilka pytań?"
Uśmiechnął się. "Jasne."
"W jakim rodzaju domu mieszkasz?"
Mógłby mnie postrzegać jako kopaczkę złota za zadawanie tego rodzaju pytań na naszej pierwszej randce.
A w moich zapiskach mężczyźni nienawidzą kopaczek złota.
"Jestem właścicielem dupleksu i kompleksu apartamentów. Mieszkam w dupleksie, mając nadzieję, że kiedyś go z kimś podzielę, a kompleks apartamentów jest dla najemców."
Nie wydaje się w ogóle urażony moim pytaniem, więc naciskałam dalej.
"Czy masz Ferrari?"
Jego uśmiech pogłębił się. "Mam Mercedesa i Land Rovera, ale mogę kupić Ferrari, jeśli tego chcesz."
Przełknęłam ślinę.
To nie idzie tak, jak planowałam.
Dlaczego nie jest zniesmaczony moimi pytaniami?
"Nie mam dobrze płatnej pracy w porównaniu do twojej i mam naprawdę zły temperament" - kontynuowałam.
"To nie ma znaczenia. Co do temperamentu, jestem pewien, że każdy ma swoje wady."
Ugh!
Więc postanowiłam powiedzieć mu wszystko o sobie, żeby go na stałe odstraszyć.
"Jesteś profesorem. Jesteś bogaty i przystojny. Mężczyźni tacy jak ty nie powinni być z kobietami takimi jak ja."
"Co z tobą jest nie tak?" - zapytał, wyglądając na szczerze zdezorientowanego.
"Nie mam dobrych relacji z moim ojcem. Mieszkam z moją matką i siostrą, którymi się opiekuję. Mój były chłopak mnie zostawił, ponieważ według niego nie jestem wystarczająco delikatna i kobieca."
"Coś jeszcze?" - dopytywał.
Na jego twarzy wciąż był uśmiech.
Pokręciłam głową i powoli sączyłam sok.
Powinien się teraz wycofać.
"Jesteś całkiem zabawna, Tessa. Szczerze mówiąc, nienawidzę randek w ciemno, ale kiedy zobaczyłem twoje zdjęcia. Byłem zafascynowany twoją urodą i naprawdę chciałem cię poznać. Na razie mogę powiedzieć, że nie chcesz tego ciągnąć dalej, ale możemy być przyjaciółmi, prawda?"
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. "Tak."
Opuściłam gardę i po tym mieliśmy bardzo zabawną i przyjemną rozmowę.
W końcu podobała mi się randka i byłam cała uśmiechnięta, kiedy upierał się, żeby mnie odwieźć do domu.
Stałam przed restauracją, czekając, aż przyprowadzi samochód z parkingu.
"Tessa?"
Usłyszawszy moje imię, spojrzałam w bok i zobaczyłam Ethana Bascona… mojego przełożonego w pracy.
"Dobry wieczór, kierowniku" - pozdrowiłam.
W tym momencie Declan wyszedł z restauracji z mężczyzną w średnim wieku.
Moje usta się rozchyliły….
Jeśli jest ktoś, kogo nienawidzę spotykać… to on.
















