Rozdział 6
PERSPEKTYWA YRENE
Wróciłam do domu i oparłam się o poręcz okna. Spoglądałam na zewnątrz, na jasne, migoczące gwiazdy, które zdobiły piękne nocne niebo.
– Wy wszystkie jesteście wolne i świecicie tak, jak chcecie, a ja tu jestem, związana z trzema braćmi, którzy ciągle mi rozkazują z powodu błędu, który popełniłam – wyszeptałam cicho w powietrze.
Wypuściłam gwałtownie powietrze i zwilżyłam smutno wargi. Przypomniawszy sobie ich nową propozycję, abym zaczęła z nimi mieszkać, zadrżałam.
Jak, na litość boską, mam prosperować w ich towarzystwie, skoro oni robią mi tyle bolesnych rzeczy? Kiedy zacznę z nimi mieszkać, kto wie, przez co będę musiała przejść. Chociaż, część mnie chciała z nimi mieszkać, bo bądźmy szczerzy, są najgorętszymi facetami w mieście.
Ale czułam, że nie mam u nich żadnych szans. Skoro Braden mógł mnie zostawić, to oni trzej mogą zrobić to samo. Nawet na mnie nie spojrzą.
Usłyszałam kaszel mojej matki w jej pokoju, który był obok mojego, i zmartwiłam się z powodu głośnego kaszlu. Wybiegłam z pokoju i weszłam do jej, a wtedy zauważyłam, że próbowała sięgnąć po szklankę wody na stoliku nocnym.
Odetchnęłam z ulgą, że nie jest w stanie krytycznym, więc podeszłam do stolika, wzięłam wodę i podałam jej do picia.
– Mamo, mam nadzieję, że wszystko w porządku? – zapytałam z troską.
– Tak, wszystko dobrze. Za niedługo poczuję się lepiej. Więc nie musisz się o mnie za bardzo martwić i po prostu skup się na nauce, dobrze?
Uśmiechnęłam się lekko, mając nadzieję, że moja matka naprawdę mówi prawdę i nie próbuje powstrzymać mnie od spędzania zbyt dużo czasu na opiece nad nią.
Potem podała mi szklankę, a ja postawiłam ją na jej stoliku nocnym.
– Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zawołaj mnie.
– Nie sądzę, żebym czegokolwiek potrzebowała. Zaraz idę spać – odpowiedziała moja matka, poprawiając kołdrę i wypuszczając powietrze.
– Dobrze, mamo. Ja też pójdę spać – powiedziałam do niej, a potem pocałowałam ją w czoło. – Dobranoc.
Wyszłam z jej pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi, a potem weszłam do swojego pokoju. Związałam włosy w kok, a potem położyłam się na łóżku, czując się naprawdę śpiąca. Mam nadzieję, że jutro będzie naprawdę miły dzień.
Przez kilka dni trojaczki stresowały mnie swoimi potrzebami i wszystkim innym, i zaczęłam się męczyć, ale musiałam się starać, bo nie mogłam sobie pozwolić na zapłacenie za ich bezcenny rodzinny skarb, który zniszczyłam.
Aż pewnej północy, kiedy byłam w swoim pokoju, ucząc się. Moje książki były szeroko otwarte na biurku, a światło mojej lampki jasno świeciło na książkę. Zadzwonił mój telefon i chociaż nie chciałam sprawdzać, kto dzwoni, bo chciałam się w pełni skupić, to i tak musiałam się upewnić, czy to nie trojaczki.
Tak jak podejrzewałam, dzwonił jeden z trojaczków. To Reece do mnie zadzwonił. Niechętnie odebrałam połączenie i spojrzałam tępo na szafę.
– Halo?
– Tak, Yrene, muszę, żebyś przyszła do naszego domu już teraz – poinformował mnie przez telefon.
– O tej porze? Co mam zrobić? I czy mogę to po prostu zrobić jutro rano przed wyjściem do szkoły? – zapytałam, mając nadzieję, że się zastanowi.
– Co do cholery! Po prostu przyjdź już teraz! – krzyknął i się rozłączył.
Ścisnęłam swój telefon, ale nie do tego stopnia, żeby go zgnieść. Niski warkot wydobył się z mojej krtani i prawie mogłam krzyczeć i walić w ścianę kilka razy, ale nie chciałam budzić mojej matki ani jej martwić.
Zamknęłam swoje książki, związałam włosy w niedbały koński ogon i wyszłam z pokoju. Otworzyłam cicho drzwi wejściowe, żeby nie wydały żadnego skrzypiącego dźwięku, który mógłby usłyszeć moja matka, i na szczęście udało mi się to zrobić. O tej porze nie było w pobliżu żadnych postojów taksówek ani autobusów.
To było tak denerwujące, że nie obchodziło ich, jak mam się dostać do ich domu o tej porze. Nie obchodziło ich też, czy narażają moje życie, bo tylko ja szłam teraz ulicą.
Moje stopy poruszały się w szybkim tempie bez odpoczynku, a krople potu zaczęły spływać na moją klatkę piersiową, sprawiając, że moje ubrania wyglądały, jakby ktoś wylał na mnie wodę. Nie, moje szybkie chodzenie nie zaprowadzi mnie tam wkrótce.
Postanowiłam pobiec i kiedy biegłam, mój koński ogon kołysał się na lewo i prawo, a moje boczne grzywki przylegały do boku twarzy z powodu tego, jak bardzo zmokły. Bryza przechodziła przez moje ubrania z siłą, gdy zwiększyłam tempo, a moje serce pompowało więcej krwi.
Moje ramiona kołysały się tam i z powrotem, aby pomóc mi w biegu, a potem zatrzymałam się, gdy tylko dotarłam do ich domu. Zgięłam się i oparłam ręce na kolanach, próbując odzyskać oddech.
Po odzyskaniu oddechu starłam pot z twarzy i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Kaden otworzył mi drzwi i od razu weszłam do środka.
– Jezu. Dlaczego wyglądasz, jakbyś wzięła kąpiel w ubraniach? – wykrzyknął Reece szyderczo.
– I do tego śmierdząca – dodał Kaden, drażniąc mnie.
Przygryzłam dolną wargę, żeby jak najlepiej powstrzymać się od wybuchu gniewu, a potem powoli wypuściłam powietrze. Zauważyłam, że Ethan siedział na kanapie ze skrzyżowanymi nogami i był skupiony na swoim telefonie, nie wtrącając się.
– Prosiliście, żebym przyszła. Co mam dla was zrobić? – zapytałam, starając się zachować spokój.
– No cóż, moi bracia i ja obudziliśmy się i mieliśmy ochotę na to pyszne danie. Tak, marynowany krab i wołowina. Chcemy, żebyś to ugotowała – powiedział Reece i podszedł do mnie, a potem poklepał mnie po ramieniu, idąc do kuchni, żeby włączyć światło.
W tej chwili z mojej głowy buchały płomienie wściekłości i zacisnęłam pięści.
– Wezwaliście mnie, żebym to zrobiła w środku nocy? Nie mieszkam zbyt blisko waszego domu. Dostać się tutaj kosztowało mnie dużo stresu – poskarżyłam się, ale bez wybuchania.
– Dlatego zasugerowaliśmy, żebyś się do nas wprowadziła, Yrene. Sama sobie utrudniasz życie – powiedział Kaden, krzyżując ramiona i wpatrując się we mnie.
Teraz trojaczki wpatrywały się we mnie. Jak bardzo nie chciałam się na to zgodzić, wiedziałam, że będą mi dawać coraz więcej zadań, które staną się o wiele trudniejsze, dopóki nadal będę mieszkać w swoim domu.
– Dobra, dobra! Zamieszkam tutaj – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
















