Siadam w limuzynie, patrząc przez okno na ludzi wychodzących z lotniska, ciągnących za sobą walizki i torby podręczne. Niektórzy mają nawet poduszki podróżne zawieszone na szyjach. Z trudem powstrzymuję się od przewrócenia oczami. Michael nie pozwolił mi czekać na zewnątrz. Mój kuzyn powinien pojawić się lada moment… Znowu zaczynam odliczanie. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
Następna grupa to tró
















