Zapach wanilii leniwie unosił się w powietrzu, lecz poranny chłód, wdzierający się przez okno sypialni, igrał z płomieniem świecy, aż go zdusił. Nie była to duża świeca, a płonąc już dobrą godzinę, straciła swój idealny kształt białej róży, stając się nieco zdeformowaną.
Zniecierpliwiona czekałam na Dantego, który miał dołączyć do mnie na śniadanie, ale się nie pojawił, nie odbierał też moich tele
















