ASHLEY.
– Ashley, czekaj! –
Odwracam się w samą porę, zanim otworzę drzwi i widzę Lucy, dziewczynę, która jest mi najbliższa na świecie, biegnącą w moją stronę z książkami w ręku. Jej brązowe, kręcone włosy podskakują na ramionach, a ona próbuje powstrzymać spadające okulary.
Łapie mnie za ramię, gdy jest już wystarczająco blisko, próbując złapać oddech, a ja przecieram dłonią twarz, żeby pozbyć się śladów płaczu.
– Kurde, dzwoniłam do ciebie. Co… co się dzieje? Dokąd idziesz? –
Unosi brwi, a jej orzechowe oczy wędrują za moje ramię. Uśmiecham się lekko, mocniej zaciskając paski torby.
– Idę do domu. Nie czuję się zbyt dobrze. –
Serce mnie boli.
– To dziwne. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku, dopóki nie musiałaś iść do łazienki. Powinnaś tam iść. Odprowadziłabym cię do domu, ale mam teraz matmę, a wiesz, co o niej myślę. –
Jęczy, poprawiając okulary, a ja cicho chichoczę, unosząc rękę, żeby potargać jej włosy, na co reaguje gniewnym spojrzeniem – jak zawsze. Nie ma żadnej specjalnej historii o tym, jak Lucy i ja zostałyśmy przyjaciółkami. Nie uratowała mnie przed prześladowcami i nie spędziłam z nią dzieciństwa jak te wszystkie fikcyjne postacie. Nasza przyjaźń nie jest niczym wyjątkowym; poznałyśmy się tutaj i zdałyśmy sobie sprawę, że obie mamy pewne wspólne zainteresowania, a potem po prostu zaskoczyło.
– Ej! Nie niszcz mi włosów! –
Ostrzega, wygładzając włosy dłońmi i ponownie poprawiając okulary, zanim jej wzrok wraca do mojego i z jakiegoś dziwnego powodu przechyla głowę na bok; prawie tak, jakby mnie badała, czy coś.
– Płakałaś, Ashley? –
Kurwa. Czy to tak bardzo widać?
– Co? Nie! Oczywiście, że nie! Dlaczego… dlaczego miałabym płakać? –
Śmieję się, przecierając dłońmi całą twarz, żeby wygładzić lekko wilgotną skórę. – Nie płakałam. To tylko twoja wyobraźnia. –
Unosi na mnie brwi, po czym kręci głową. – Wyglądasz, jakbyś płakała, masz mokre ślady na policzkach; to nie kłamstwo. To nie chodzi tylko o to, że jesteś chora, prawda? Coś się stało? –
– Powinnaś się zbierać na następną lekcję, Lucy. Nic się nie stało, naprawdę. Mówiłam ci, po prostu źle się czuję. –
Wzruszam ramionami, a ona milczy, wpatrując się w moją twarz, po czym kiwa głową. – Pewnie masz rację. Pójdę, ale proszę, zadzwoń do mnie, jak tylko bezpiecznie dotrzesz do domu. Nie każ mi się martwić o ciebie. –
Kiwam głową.
– A tak przy okazji, rozmawiałaś z Dave'em? Widziałam go wcześniej i… –
– Naprawdę muszę już iść, Lucy. Dam ci znać, jak tylko będę w domu! Pa! –
Wypadam za drzwi, zanim zdąży cokolwiek więcej powiedzieć. Wolę nie słuchać o niczym, co ma z nim związek.
Z tym skurwielem, dwulicowym zdrajcą.
Z tym dwulicowym zdrajcą, w którym ślepo się zakochałam.
~
Kiedy powiedziałam, że idę do domu, miałam dwa plany.
Pierwszy. Zjeść dużą miskę lodów i utopić się w tym gównianym świecie złamanych serc i rozczarowań miłosnych.
Drugi. Spróbować zrozumieć, co się ze mną stało. Dlaczego nie byłam dla niego wystarczająca. Dlaczego nigdy nie jestem dla nikogo wystarczająca.
Nie spodziewałam się jednak, że pierwszą rzeczą, którą zobaczę, będzie nieskazitelna twarz mojego pieprzonego brata.
– Co ty tu robisz? –
Słowa opuszczają moje rozchylone usta, zanim zdążę się zastanowić, co mam powiedzieć, a Vince unosi brwi.
– Co masz na myśli, co tu robię? Tu mieszkam, młodsza siostrzyczko, czy już mi nie wolno tu przychodzić? –
Uśmiecha się, otwierając szeroko drzwi, żebym mogła wejść, co też robię, wciąż obserwując jego ruchy.
Dlaczego akurat dzisiaj musiał tu być? Jestem pewna, że zrobi z tego wielką sprawę, że wróciłam do domu wcześniej niż powinnam.
– Nie powinieneś być w szkole, czy coś? –
– To ty powinnaś być. –
Krzyżuje ramiona na piersi, a na jego pięknej twarzy maluje się grymas, którego chciałabym kiedyś przynajmniej uderzyć. Może to powstrzymałoby wszystkich przed sprawianiem, że czuję się tak bezwartościowa z powodu mojego idealnego brata.
To naprawdę niezdrowe mieć takie myśli, kiedy ten brat nie robi nic, tylko się o ciebie troszczy, nawet jeśli czasami jest dupkiem. Wiem, że Vince naprawdę się o mnie troszczy, ale to nie zawsze wystarcza i czasami obwiniam go za to wszystko.
Nawet jeśli stara się, jak może, chronić mnie przed tym, ludzie zawsze będą postrzegać mnie jako małą siostrę, która żyje w cieniu swojego idealnego, przystojnego brata, czym kiedyś się nie przejmowałam, dopóki nie doszło do punktu, w którym zaczęli bawić się moimi uczuciami lub w którym dziewczyny, które zaliczył i rzucił, wyładowywały na mnie swoją złość.
Bycie młodszą siostrą największego playboya w Westwood High nie zawsze jest łatwe, kiedy nie jesteś do niego podobna, a Dave jest tego szczytem.
– Zamierzasz tak stać i gapić się na mnie cały dzień, czy odpowiesz na moje pieprzone pytania? Dlaczego do cholery jesteś tak wcześnie w domu? Czy coś się stało w szkole i dlaczego do cholery płakałaś? –
A kiedy twój brat nic nie wie o wszystkim, co się dzieje z jego powodu, po prostu pozwalasz sobie utonąć w swoich nieszczęściach.
– Źle się czuję i nie płakałam. –
Moje oczy wędrują po pokoju i wyraźnie się rozluźniam, kiedy nie ma nigdzie znaku obecności matki. To byłaby zupełnie inna sprawa, gdyby ta kobieta tu była.
– Ashley, nigdy nie opuściłabyś szkoły, nawet gdybyś była na skraju śmierci. Taka jesteś kujonką. –
Przewraca oczami, a ja prycham. – Nie jestem kujonką, przestań tak do mnie mówić i naprawdę nie mam teraz ochoty z tobą rozmawiać, więc możesz po prostu… trzymać się z daleka, czy coś? –
Odchodzę, ale oczywiście, będąc idealnym bratem, jakim jest, po prostu musiał mnie zatrzymać.
– Mówię poważnie, Ashley. Kto cię doprowadził do płaczu? Podaj mi imię. –
Ty, Vince. Ty mnie doprowadziłeś do płaczu.
– A co zrobisz, jeśli ci podam imię? –
– Dam temu pieprzonemu skurwielowi, który to zrobił, znać, że nikt nie doprowadza mojej małej siostrzyczki do płaczu poza mną. –
– A skąd wiesz, że to chłopak? –
Uśmiecha się na to, wzruszając ramionami. – Miałem do czynienia z tyloma dziewczynami i tak dobrze poznałem ich problemy. Wiem, że to chłopak, Ashley, więc powiedz mi. Kto złamał serce mojej małej Ashley? –
– Vincent Greene. –
Mruczę bez wyrazu, a on wygląda na zdezorientowanego przez chwilę, po czym patrzy na mnie gniewnie.
– Co to do cholery ma znaczyć? –
Że zawsze byłeś przyczyną moich problemów.
– To znaczy ty. Myślałem, że znasz się na problemach dziewczyn? –
Naśladuję jego głos, a on się śmieje, zamyślony, zanim ten uśmieszek, którego tak bardzo nienawidzę, zakrywa jego twarz.
– Ashley, rozumiesz, że jestem twoim bratem, prawda? Jak twoim biologicznym bratem? –
Do czego do cholery ten kretyn zmierza?
– Co oznacza, że nie mogę ci dać tego, o co prosisz, młodsza siostrzyczko. Wiem, że jestem atrakcyjny i w ogóle, ale naprawdę nie powinnaś mieć mokrych snów o swoim bracie. –
– Odwal się! –
Marszczę brwi, po czym odwracam się, żeby pójść do swojego pokoju, a jego głośny śmiech rozbrzmiewa w całym domu.
To było głupie myśleć, że zrozumie.
















