Bez względu na okoliczności, w grę wchodziło ludzkie życie. Felicia zbliżyła się do Matthew'a bezpośrednio. Przykucając obok niego, sprawdziła puls.
Asystent Matthew'a, Morgan Jones, zajęty rozmową telefoniczną z rodziną Lawsonów, zauważył działania Felicii i krzyknął: „Hej, co pani robi?!”
Ignorując go, Felicia szybko wyciągnęła broszkę z marynarki i bez wahania wbiła ją w klatkę piersiową Matthew'a.
Nikt nie wiedział, w jaki punkt akupresury trafiła. Słychać było jednak cichy pstryk. Następnie Matthew wypluł pełną buzię skrzepniętej krwi zmieszanej ze świeżą, niczym wypróżniony balon. Potem zaczął ciężko oddychać.
Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Ruchy Felicii były płynne i niesłychanie szybkie, Morgan nie zdążył nawet interweniować. W jednej chwili Matthew był na skraju śmierci, a w następnej już oddychał.
„Czy wszystko w porządku, panie Lawson seniorze?” – zapytał Morgan, cały spocony, zaskoczony i jednocześnie ulgiony.
Matthew w końcu złapał oddech. Machnął ręką i rozejrzał się, ale Felicii już nie było.
„Kto mnie uratował?” – zapytał Matthew.
„Młoda kobieta. Nie znam jej nazwiska” – odpowiedział Morgan. – „Czy mamy kogoś posłać, żeby się dowiedzieć?”
Życie ocalone wymagało wdzięczności. Matthew zdecydowanie machnął ręką. „Znajdźcie ją!”
Tymczasem Arnold, jak tylko otrzymał wiadomość, pośpieszył na miejsce zdarzenia. Zbiegiem okoliczności ponownie minął się z Felicią.
Po uratowaniu Matthew, Felicia siedziała na tylnym siedzeniu samochodu, schyliwszy głowę i wycierając ręce wilgotną chusteczką. Coś przeczuwając, podniosła wzrok i spojrzała w oczy Arnoldowi.
Felicia rzuciła na niego krótkie spojrzenie, po czym odwróciła wzrok. Jej spojrzenie było obojętne, jakby skierowane na przechodniów wokół niej. Odłączone, pozbawione widocznych emocji.
Arnold zacisnął wargi. Zawsze był w centrum uwagi, światło reflektorów towarzyszyło mu wszędzie. Po raz pierwszy czuł się całkowicie niezauważony.
To sprawiło, że poczuł się nieco nieswojo, ale nie zatrzymał się, szybko kierując się w stronę Matthew'a.
Po małym incydencie Felicia dotarła w końcu do swojego miejsca pracy – Centrum Medycznego Harmony.
Pracowała tam od ubiegłego roku, tylko w weekendy, kiedy miała czas pomiędzy zajęciami. Obecnie korzystała z przerwy po egzaminach wstępnych na studia.
Jej zadania były proste. Zajmowała się zbieraniem i przygotowywaniem leków.
Gdy tylko Felicia weszła do kliniki, zobaczyła tłum ludzi wychodzących na zewnątrz. W środku tego gęstego nurtu znajdował się starszy mężczyzna o dostojnym wyglądzie.
Był założycielem Centrum Medycznego Harmony i jednym z najlepszych lekarzy w kraju. Każdy, kto go widział, niezależnie od swojego statusu, grzecznie zwracał się do niego „panie Walsh seniorze”.
Clive Walsh był ojcem Myry, co oznaczało, że był biologicznym dziadkiem Felicii. W poprzednim życiu Felicia pracowała tam przez rok, nie zdając sobie sprawy z tego związku. Gdy się o tym dowiedziała, Arnold już ją wsadził do więzienia.
Dlatego było to pierwsze spotkanie z jej dziadkiem ze strony matki.
Felicia zawahała się na chwilę, nie mogąc jeszcze dokładnie na niego spojrzeć, gdy ktoś ją odepchnął. „Uważaj, gdzie idziesz! Usunąć się z drogi!”
Posłusznie odsunęła się na bok, a następnie wystawiła nogę, gdy osoba ta mijała ją.
„Ojej…”
Mężczyzna potknął się i upadł, mocno uderzając o ziemię.
Felicia lekko odparła: „Uważaj, gdzie idziesz. Potknąłeś się o mnie.”
Jasne było, że to ona go potknęła, ale zrzuciła winę na niego. To było jak uderzenie kogoś i twierdzenie, że to jego twarz uderzyła w jej rękę.
Mężczyzna natychmiast stracił panowanie nad sobą, podnosząc rękę, jakby chciał Felicii nauczyć lekcji, ale Clive krzyknął: „Zachowaj przyzwoitość! Dlaczego kłócisz się z młodą kobietą?”
Mężczyzna natychmiast cofnął rękę, spoglądając na Felicię kątem oka. Potem schylił głowę i wycofał się za Clive'a.
Clive rzucił tylko spojrzenie na Felicię, po czym ruszył dalej. Gdy wychodzili przez drzwi, Felicia usłyszała, jak ktoś mówi do Clive'a: „Gratulacje, panie Walsh seniorze! Słyszałem, że dziecko pani córki w końcu się znalazło. Gratuluję kolejnej wnuczki!”
Clive wyglądał ponuro i raczej niezadowolony.
Inna osoba wtrąciła: „Co z tego, że kolejna potomkini? Pan Walsh senior chce kogoś, kto odziedziczy Centrum Medyczne Harmony i kontynuuje jego medyczną spuściznę! To po prostu szkoda…”
Szkoda, że spośród wszystkich jego dzieci, ta najbardziej utalentowana i ta, na którą Clive pokładał największe nadzieje, była jego najmłodsza córka, Myra.
Jednak pomimo tego, że była najbardziej uzdolniona, Myra nie interesowała się tradycyjną medycyną. Wybrała nawet zerwanie stosunków z Clive'em, aby realizować swoją pasję w branży kosmetycznej. W rezultacie ich relacje ojca i córki stały się bardzo napięte.
Zauważając, że mina Clive'a ciemnieje, inni pośpiesznie zmienili temat, mówiąc: „Słyszałem, że dziesięć minut temu pan Lawson senior prawie stracił życie. Przechodząca młoda kobieta go leczyła i podobno użyła tylko broszki, żeby go uratować. Brzmi to niewiarygodnie. Założę się, że to wszystko mistyfikacja!”
Tym razem Clive w końcu odezwał się: „Zawsze są ludzie lepsi od ciebie. Czy to prawda, czy nie, możemy się tego dowiedzieć, odwiedzając rodzinę Lawsonów, prawda?”
„Rzeczywiście, panie Walsh seniorze, ma pan rację.”
Grupa ludzi odprowadziła Clive'a do samochodu, który szybko zniknął z pola widzenia Felicii.
Felicia uniosła brew i ruszyła w stronę tyłu kliniki.
Tam czekała na nią sterta opakowań z lekami do przygotowania. Kiedy jej współpracownicy zobaczyli, że przyszła, z zapałem zawołali: „Felicia, śpiesz się! Mamy dziś tak wiele opakowań z lekami. Ruszmy do pracy!”
„Dobrze, idę.”
Felicia podwinęła rękawy i zabrała się do pracy. Podczas przygotowywania leków okazjonalnie spoglądała na lekarzy w klinice leczących pacjentów.
Felicia uważała, że jej umiejętności medyczne dorównują umiejętnościom każdego z lekarzy w klinice. Nawet najbardziej złożone i trudne przypadki były dla niej bułką z masłem. Jednak na razie nikt nie chciał uwierzyć w jej zdolności.
Po dniu pracy, wkrótce była 17:00. Felicia opuściła Centrum Medyczne Harmony z 20 dolarami zarobionymi tego dnia. Przy wejściu czekał oddany szofer rodziny Fuller, Eugene.
Gdy Felicia wsiadła do samochodu, Eugene zapytał, odpalając silnik: „Zawsze tak pani pracuje, pani Fuller?”
„Tak.”
Odkąd pamięta, Felicia pracowała niestrudzenie, aby zaoszczędzić pieniądze. Pół godziny później samochód zatrzymał się przed rezydencją Fullerów.
Gdy tylko Felicia weszła, zauważyła, że coś jest nie tak. Dexter i Myra siedzieli na kanapie, wyglądając zadowoleni, podczas gdy Kayla schyliła głowę, promieniejąc nieśmiało.
Obok nich leżały wysokie stosy drogich prezentów i pudełek.
Na widok Felicii Myra skinęła na nią ręką z uśmiechem. „Licia, jesteś! Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie minie dużo czasu, a będziemy mieli kolejne radosne wydarzenie w naszej rodzinie!”
Pierwsze radosne wydarzenie oczywiście odnosiło się do powrotu Felicii, ich biologicznej córki. Jakie więc może być drugie? Prawdopodobnie ma coś wspólnego z Kaylą.
Felicia nie chciała się wtrącać, więc nic nie pytała.
W tej chwili Holly odezwała się w ich imieniu. Z dumą powiedziała Felicii: „Te prezenty są od pana Lawsona seniora. To wszystkie limitowane biżuteria od najlepszych projektantów, specjalnie wysłana dla pani Kayli!”
Na te słowa Kayla zarumieniła się i szybko wtrąciła: „Dobrze, Holly, przestań mówić!”
Holly tylko zbyt chętnie wykorzystała tę sprawę, aby ośmieszyć Felicię, więc kontynuowała bezczelnie: „Kto w Khogend nie wie, że rodzina Lawsonów i rodzina Fullerów zamierzają zawrzeć związek małżeński?
„Dlatego pan Lawson senior wybrał dzisiejszy dzień, aby wysłać tak wiele prezentów. Zdecydowanie okazuje poparcie dla swojej przyszłej synowej!”
















