logo

FicSpire

Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis

Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis

Autor: Joanna's Diary

Rozdział 2 Plan B
Autor: Joanna's Diary
25 lis 2025
Przez następne czterdzieści osiem godzin stałam się jednością z moim łóżkiem. Żadnych telefonów. Żadnego świata zewnętrznego. Tylko ja, sterta koców i miażdżący ciężar upokorzenia. Ten policzek od Rhysa nie był tylko uderzeniem w twarz. Pod wieloma względami był to policzek wymierzony całemu mojemu życiu – życiu przesiąkniętemu desperacją, złudzeniami i żałosną tęsknotą. To zmusiło mnie do przebudzenia. Zmusiło mnie do spojrzenia wstecz na wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam, żeby zwrócił na mnie uwagę, wszystko, co zrobiłam dla fantazji zwanej „my”, która nigdy tak naprawdę nie istniała. Boże, od czego mam zacząć? Jak wtedy, gdy mimochodem wspomniał, że lubi dziewczyny z gładkimi, jedwabistymi włosami. Tej nocy zamówiłam trzy butelki szamponu, który kiedyś chwalił. Moja skóra głowy pokryła się pokrzywką. Uśmiechałam się przez ból i powiedziałam: „W porządku – niektóre reakcje alergiczne są tego warte”. Albo kiedy powiedział mi, że jest zbyt zajęty pracą, żeby zjeść kolację, więc nie spałam, ucząc się piec, i przyniosłam mu pudełko ciastek w deszczu. Nawet nie otworzył drzwi – tylko kazał recepcjonistce powiedzieć mi: „Nie zawracaj sobie tym głowy następnym razem. Nie lubię słodyczy”. A potem była ta noc na przyjęciu u jego przyjaciela. Wcisnęłam w siebie ostrygi – moje najbardziej znienawidzone jedzenie – tylko po to, żeby wydawać się „wdzięczna i zgodna”. Spędziłam całą noc skulona nad toaletą, wijąc się z bólu do trzeciej nad ranem. Nie zapytał, czy wszystko w porządku. Zaśmiał się i powiedział: „Nawet nie potrafisz zjeść owoców morza? To po prostu przesada”. Ale najgorsze? Ten raz, kiedy zacytował wers z *Ojca Chrzestnego*, który mu się podobał. Siedziałam całą noc, czytając eseje filmowe, tylko po to, żeby mimochodem rzucić ten cytat na przyjęciu. Pomyliłam się. Poprawił mnie przy wszystkich, szydząc: „Nie udawaj, że lubisz rzeczy, których wyraźnie nie rozumiesz”. A ja się śmiałam. Śmiałam się i powiedziałam: „Masz tak dobrą pamięć”. Jaki żart. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że nigdy nie byłam osobą, której chciał. On mnie nigdy tak naprawdę nie widział. Dla niego byłam tylko tanią wersją „idealnej i niedostępnej” Katarzyny. Tanim zastępstwem. Nie byłam nią, ale mogłam zaoferować mu słabą iluzję ponownego posiadania jej. Do tego się tylko nadawałam. Zanurzyłam twarz w poduszce i śmiałam się, aż się trzęsłam. Nie dlatego, że to było zabawne – ale dlatego, że ból sięgnął zbyt głęboko, żeby płakać. Na szczęście, po tym, jak moi rodzice dwa dni temu przedstawili swoje ostateczne ultimatum, nie kontaktowali się ze mną ponownie. Mała część mnie zastanawiała się – czy Rhys interweniował? Czy w końcu zdał sobie sprawę z tego, co zrobił? Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. I nie przestawał dzwonić. Przez całe pięć minut. Jęknęłam w poduszkę. O Boże. Interakcja społeczna. Wlokąc wyczerpane ciało do drzwi, otworzyłam je. Ivana Carlisle – moja najlepsza przyjaciółka i jedyna osoba, która miała prawo mnie opieprzać – stała po drugiej stronie, z rękami na biodrach. Potem jej oczy spoczęły na mojej twarzy. Jej wyraz twarzy zamarł. Blask w jej oczach przygasł. "Co się z tobą stało, do cholery?" "Wszystko w porządku" - powiedziałam, starając się brzmieć swobodnie. Nie dała się na to nabrać. Wyciągnęła rękę, delikatnie wsuwając kosmyk włosów za ucho. Jej szczęka się zacisnęła. Potem – cisza. Nie taka niezręczna. Taka niebezpieczna. Taka, która nadchodzi tuż przed wybuchem. "Kto cię uderzył?" "Wejdź do środka" - wymamrotałam szybko, starając się nie zwracać uwagi sąsiadów. To byłoby upokarzające. Ivana nie ruszyła się z miejsca. Chwyciła mnie za ramię i przemówiła przez zaciśnięte zęby. "Mira. Kto. Cię. Uderzył?" Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nami, upadłam w jej ramiona. Moja twarz zagrzebana w jej swetrze, a w ciągu kilku sekund materiał był mokry. Nie wzdrygnęła się. Po prostu mnie trzymała, jej ręka zataczała spokojne, kojące kręgi na moich plecach. Nie wiem, jak długo płakałam. Wystarczająco długo, żeby piekło mnie gardło, a mój nos zrobił się jaskrawoczerwony jak u Rudolfa. W końcu udało mi się wydusić z siebie jedno słowo. "Rhys". Ivana nie ruszyła się z miejsca. Wszyscy w Sky City znali to imię. Rhys Granger nie był typem mężczyzny, który musi wymierzać ciosy, żeby kogoś zniszczyć. Jeden telefon do właściwej osoby i twoje życie byłoby skończone. Reputacja, pieniądze, status – miał wszystko. Każdy jego ruch był przemyślany, odmierzony do perfekcji – jak tykanie Rolexa. Kiedy decydował się na wojnę, był szlachcicem posługującym się okrucieństwem jak sztuką piękną, prawdopodobnie ze szklanką leżakowanej szkockiej w ręku. Ludzie nazywali go aroganckim. Nikt nigdy nie nazwał go brutalnym. Dlatego, kiedy Ivana przetworzyła to, co właśnie powiedziałam, prawie słyszałam, jak tryby w jej mózgu wrzeszczą w proteście. "Nie ma mowy" - wymamrotała pod nosem, jakby zaprzeczenie na głos mogło w jakiś sposób sprawić, że to nieprawda. "Rhys? Twój Rhys? Nie mógł..." Rozumiałam to. Naprawdę. Rhys miał być dżentelmenem. Złotym chłopcem. Nieskazitelnym, eleganckim, niedostępnym dobrym facetem. "To był on" - powiedziałam cicho. Wypuściła gwałtownie powietrze, a następnie zaczęła znowu pocierać moje plecy, tym razem wolniej. "Powiedz mi, co się stało". Przełknęłam ślinę. "Byłam u niego. Ja, eee... przypadkowo stłukłam kubek". Całe jej ciało spięło się. "Tylko kubek?" Skinęłam głową. Cisza. Potem zacisnęła szczękę i powiedziała: "Przysięgam na Boga, jeśli powiesz mi, że to była jakaś bezcenna, ręcznie robiona, jedyna w swoim rodzaju pamiątka rodzinna..." "To był kubek Katarzyny". Ręka Ivany zamarła w połowie poklepywania. Wszystko się zmieniło. W jednej sekundzie była moją zatroskaną najlepszą przyjaciółką. W następnej była kobietą planującą morderstwo. Złapałam ją za nadgarstek, zanim zdążyła chwycić coś gorszego. "To koniec między mną a Rhysem". "Naprawdę?" "Naprawdę. Nawet gdyby ziemia pękła na pół, a Sky City zatonęło w oceanie, nie wyszłabym za niego za mąż". To powstrzymało ją przed wyjściem i popełnieniem zabójstwa. "Katarzyna. Ta jadowita żmija..." - Ivana wypluła to imię, jakby sprawiało jej fizyczny ból. "Nawet jej tu nie ma, a i tak udaje jej się zrujnować ci życie! A twoi rodzice? Po prostu tam stoją i patrzą! Przysięgam, mogliby patrzeć, jak podpala twój dom, a i tak podaliby jej zapałki. To niewiarygodne!" Czułam się jak balon, z którego ktoś właśnie spuścił powietrze – oklapnięta, wyczerpana. Ten aż nazbyt znajomy ból zagnieździł się głęboko w mojej piersi. Wiedziałam, że niektórzy rodzice zawsze będą kochać swoje pierworodne dziecko bardziej. I nie mogłam nic na to poradzić. "Przepraszam, Mira". Ivana usiadła obok mnie i mocno popchnęła moją głowę w kierunku jej ramienia. Odciągnęłam się i zdobyłam się na słaby uśmiech. "Właściwie, myślę, że to dobrze. Przynajmniej dowiedziałam się, jakim jest człowiekiem, zanim wzięliśmy ślub. Lepiej teraz niż po przysiędze, prawda?" Wypuściła długie westchnienie, a jej oczy złagodniały. "Mira, wiesz, że bez względu na to, co się stanie, zawsze cię poprę". W tym momencie mój żołądek burknął tak głośno, że przerwał tę chwilę. Głośno. Jak magik, Ivana sięgnęła za siebie i wyciągnęła torbę z jedzeniem na wynos, posyłając mi spojrzenie, które praktycznie krzyczało: Wiedziałam, że tak będzie. Chciałam ją przytulić, ale byłam zbyt zajęta jedzeniem jak wygłodniały mały goblin. Po kolacji wepchnęła mnie do sypialni i poszła posprzątać. Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit, wyczerpana i przytłoczona. Co teraz? Przez wpół otwarte drzwi usłyszałam ją przez telefon. Nie wychwyciłam każdego słowa, ale te, które usłyszałam… były ikoniczne. "Kupa gówna". "Totalny pieprzony psychol". "Och, myślisz, że to źle? Poczekaj, aż powiem ci, co ten brutalny drań naprawdę zrobił..." Prawdopodobnie rozmawiała z Zane'em Hastertonem. I w przeciwieństwie do Rhysa, Zane nigdy nie podniósłby na nią ręki. Sposób, w jaki Ivana tak natychmiastowo, tak zaciekle mnie wybrała – bez wahania, bez pytania – sprawił, że ścisnęło mnie w gardle. Uwierzyła mi. Nikt inny nie wierzył. Ale ona tak. To nie było coś, co robiła lekko. Rodzina Rhysa siedziała na samym szczycie łańcucha pokarmowego – niedotykalna. I nie miałam wątpliwości, że jej rodzice nie byliby zachwyceni, widząc, jak staje przeciwko nim. Zwinęłam się głębiej pod kocem i wypuściłam powolny oddech. Dlaczego moi rodzice nie mogą mnie tak kochać? Odkąd ich ulubiona córka zniknęła z ich misternych planów niczym Houdini, stałam się Planem B. Ale to nie znaczyło, że wybaczyli mi moje istnienie. Bądźmy szczerzy: jedynym powodem, dla którego przestali mnie aktywnie strofować, były moje zaręczyny z Rhysem. Ten mały układ w jakiś sposób wyniósł mnie z pozycji "nieodwracalnego rodzinnego wstydu" do "potencjalnej deski ratunku". Częściowo zgodziłam się na zaręczyny – i wiem, jak żałośnie to brzmi – ponieważ myślałam, że może w końcu dostanę coś, co miała Katarzyna: odrobinę rodzicielskiego uczucia. Okruch aprobaty. Ale teraz, kiedy zaręczyny zostały zerwane? Znowu byłam zbędna. Ostatnio słyszałam, że pakują moje rzeczy, gotowi wysłać mnie do jakiejś odległej dżungli, gdzie spędzę resztę życia, zaprzyjaźniając się z anakondami i odpokutowując za swoje grzechy. Byli do tego absolutnie zdolni. Jęknęłam w poduszkę. Co ja mam teraz zrobić, do cholery? Chyba że… wyjdę za mąż za kogoś potężniejszego niż Rhys. Ten pomysł był tak absurdalny, że parsknęłam. Jasne. Bo miliarderzy po prostu kręcą się po Sky City, mając nadzieję na poślubienie 23-letniej sieroty, która nie ma cierpliwości do ich bzdur. A jednak… Twarz przemknęła mi przez myśl. Trzy dni temu. Mój nowy sąsiad. Pamiętałam, całkiem niestosownie, że pomyślałam, że nie miałabym nic przeciwko zostaniu z nim sam na sam w jego mieszkaniu, gdzie mógłby robić mi różne rzeczy z kategorią R. Potrząsnęłam głową, szybko odganiając tę myśl. Nie znałam nawet jego imienia. Tylko to, że miał aurę, która mogła przeciąć osobę na pół. Nie. Zbyt niebezpieczne. Znowu jęknęłam. Gdybym nie stłukła tego głupiego kubka, wszystko mogłoby być w porządku. Ale tak nie było. I tak nie jest. I nie ma odwrotu. Kurwa! Dlaczego to ja próbuję to naprawić, skoro to nawet nie ja to spieprzyłam?! Usiadłam – i bach, drzwi otworzyły się z hukiem. Ivana wmaszerowała do środka. "Sen tylko pogorszy twoje samopoczucie. Wstajemy i idziemy znaleźć kutasa wartego kochania – takiego, który jest lepszy od kutasa Rhysa". CO?! Podczas gdy ja gapiłam się, ona już przebrała mnie w nowy strój. I tak po prostu ruszyłyśmy do najbardziej ekskluzywnego klubu w Sky City – tylko dla członków.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 2 Plan B – Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis | Czytaj powieści online na FicSpire