logo

FicSpire

Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis

Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis

Autor: Joanna's Diary

Rozdział 6 Rodzinna rozgrywka
Autor: Joanna's Diary
25 lis 2025
Nawet nie pamiętam, jak wydostałam się z tego domu. W głowie dudnił mi tylko jeden, ostry wniosek— Nie mogę być ich córką. I musiałam odkryć prawdę. To było jedyne wytłumaczenie, którego mogłam się uczepić—bo jak inaczej miałabym żyć ze świadomością, że moi własni rodzice są zdolni do takiego okrucieństwa? Gdy tylko wróciłam do mieszkania, padłam na łóżko. Nie ruszyłam się, dopóki nie zadzwonił telefon. Dzwoniła Ivanna. Nie czekałam, aż o cokolwiek zapyta—po prostu wybełkotałam wszystko, co zrobili moi rodzice. I tak… Opowiedziałam jej też o tej jednej nocy. Pominęłam zaręczyny. Ivanna wydała z siebie pisk tak wysoki, że prawdopodobnie mógłby rozbić szkło i zamordować wszystkie rośliny w moim mieszkaniu. "Przespałaś się z kimś?! I nie zrobiłaś mi relacji na żywo z miejsca zdarzenia?!" Przełączyłam telefon na głośnik i rzuciłam go na kanapę, opadając z powrotem na poduszki z zamkniętymi oczami. Jej głos brzmiał jak fajerwerki: "Kim on jest? Z jakiej mitologicznej krainy zszedł ten mężczyzna? Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę, w końcu, odpuściłaś sobie Rhysa? Nie mów mi—wygląda jak wyrzeźbiony przez Michała Anioła, albo…" Zamilkła. Wyobraziłam sobie, jak siedzi na sofie, owinięta kocem, robiąc ten swój niesławny, przesadny gest. "…Różdżka o nienaturalnych proporcjach?" "Jesteś—taka. Niewiarygodnie. Wkurzająca," jęknęłam, naciągając poduszkę na twarz. "Wymigujesz się od tematu," odparła natychmiast. Tak. Tak, wymigiwałam się. Nigdy niczego nie ukrywałam przed Ivanną. Nawet najbrzydszych fragmentów mojej historii. Nawet… ostatniej nocy. Przespałam się z mężczyzną, którego nazwiska nie mogłam sobie przypomnieć. Tylko po to, żeby zetrzeć z siebie resztki Rhysa—na minutę, godzinę, noc—cokolwiek trzeba było, żeby znów poczuć się wolną. Czy to było wyzwalające? Nie. To była zemsta, ucieczka, koktajl jednego i drugiego z drinkiem na przepicie poczucia winy. Ale Ivanna nie była tu po to, żeby mnie oceniać. Była tu po to, żeby ugasić płomienie—nawet jeśli tylko przez malutki głośnik w moim salonie. "Przynajmniej powiedz mi to," powiedziała nagle, obniżając głos, łagodniej. "Czy był gorący? W sensie, zamykasz oczy i nadal widzisz jego łuk brwiowy?" "…Gorący," wymamrotałam w poduszkę. "A kiedy cię dotykał… czy czułaś, jakby wiedział, że jesteś czymś rzadkim? Jakbyś była edycją limitowaną stworzoną tylko dla niego?" Zacisnęłam szczękę. Nie odpowiedziałam. "O mój Boże," wyszeptała. "Naprawdę przespałaś się z kimś, kto był tego wart." Trzymałam oczy zamknięte i z jakiegoś powodu to jedno zdanie zabrzmiało jak szew delikatnie naciągany na rozdarcie w mojej piersi. Głosy moich rodziców nadal odbijały się echem w mojej głowie—ostre, duszące, jak przypalony tost, którego nie można zeskrobać. Sposób, w jaki mnie odrzucili—taki kliniczny, taki opanowany. Jak wyrzucenie butelki dla niemowląt, która wyszła z użycia. "Mira," jej głos znów się zmienił, cichszy, bardziej stanowczy. "Możesz robić wszystko. Zawalić, załamać się, kochać niewłaściwą osobę—wszystko jest w porządku. Ale nie możesz dłużej dźwigać tego wszystkiego sama." Nic nie powiedziałam. Po prostu przyciągnęłam kolana do piersi i wtuliłam w nie twarz. "Jestem tu," wyszeptała. "Gdziekolwiek pójdziesz. Cokolwiek zrobisz. Jestem tu." Nie płakałam. Przysięgam, że nie. Po prostu zacisnęłam szczękę, zamknęłam oczy mocniej i przełknęłam słowa "dziękuję" jak pigułkę, której nie mogłam do końca przełknąć. Spojrzałam na zegarek. Musiałam iść do pracy. Teraz, gdy moi rodzice dali mi jasno do zrozumienia, że jestem jednorazowa, moja praca była jedyną rzeczą, której nie mogłam zawalić. Oczywiście, oni wierzyli, że pracuję jako baristka. Zabronili mi pracy w korporacji. W ich mniemaniu, po ślubie powinnam siedzieć w domu na pełen etat—idealna, mała gospodyni domowa. Więc nigdy im nie powiedziałam, co robię naprawdę. Wlokąc swoje wyczerpane ciało za drzwi, skierowałam się do Ground & Pound—mojego miejsca pracy. Nazwa? Wybrana, ponieważ właściciel uznał, że nie ma żadnego potencjału marki. Czy to seksowna kawiarnia? Podziemny klub MMA? Kto wie? Kogo to obchodzi? Ale było w porządku. Stabilnie. I na razie—bezpiecznie. Cóż… dopóki nie przestało istnieć. "Mira." Mój szef, Benny, powitał mnie, jakbym była jego kuratorem—nerwowy, spocony, prawdopodobnie dwie sekundy od zmoczenia spodni. Miał po czterdziestce, nosił koka, który nie poprawiał jego linii włosów, a jego ramiona były pokryte tatuażami, które najlepiej opisać jako godne pożałowania—jeden z nich przedstawiał kozła w okularach przeciwsłonecznych. "Nie musisz tu dziś być. Właśnie miałem do ciebie dzwonić…" Spojrzał na podłogę. "Nie ma cię już w grafiku." Słucham? "Zostałaś… zwolniona. Bardzo mi przykro. Nie chciałem, ale… zadzwoniła twoja mama." Mój żołądek opadł. "Groziła, że nas zgłosi, powiedziała, że cofnie nam licencję, jeśli cię nie zwolnię." Benny nadal wpatrywał się w podłogę. "Przepraszam. Nic nie mogłem zrobić." "Ona prowadzi luksusową firmę kosmetyczną, Benny. Nie pieprzone FBI." Wzruszył bezradnie ramionami. "Powiedziała, że zgłosi nas za naruszenia przepisów sanitarnych. A wiesz, że ma znajomości. Naprawdę mogłaby to zrobić." Wzięłam głęboki oddech. Krzyczenie na Benny'ego nic nie da. To nie jego wina. Zanim zrobiłam coś głupiego—jak wyrzucenie dzbanka z mlekiem przez okno—wybiegłam. Nie nienawidziłam tej pracy. Bycie baristką to tylko praca dorywcza. To, co naprawdę opłacało rachunki—czego nikt nie wiedział poza Ivanną—to moje projekty biżuterii. Odkąd byłam dzieckiem, moja mama powtarzała mi, że jestem przeciętna. Zwyczajna. Bez talentu. Za każdym razem, gdy próbowałam zabłysnąć, wciągała mnie z powrotem w swój cień. W końcu nauczyłam się posłuszeństwa. Zakopałam swoją ambicję, nosiłam szare pióra jak paw udający gołębia. Więc nie, nie obchodziło mnie zwolnienie z kawiarni. To, co mnie wściekało, to nie bezrobocie. To to—ten ruch—to była ona. Jej odciski palców były na tym wszędzie. To była jej kara. Odpowiedź na moją próbę ucieczki od Rhysa. Próbę ucieczki od niej. Wysyłała mi wiadomość: Nie możesz odejść. Mogę zniszczyć każdy skrawek dumy, który, jak myślisz, zdobyłaś—jednym palcem. Jeśli myślała, że wrócę, czołgając się, jak to robiłam kiedyś, błagając o jej aprobatę… Może iść do piekła. Nie byłam już jej marionetką. Skończyłam z graniem dobrej dziewczynki. Trzydzieści minut później wpadłam do rezydencji Vance. Żadnego pukania. Nie obchodziło mnie to. Przyszłam gotowa, by rozpocząć drugą rundę naszej rodzinnej wojny. Zamiast tego zastałam coś o wiele gorszego. Moi rodzice siedzieli na kości słoniowej kanapie w salonie, popijając wino warte więcej niż mój czynsz, śmiejąc się—śmiejąc się—z mężczyzną, którego nie rozpoznawałam. Scena była malownicza. Jakby wyszli prosto z poradnika "Jak urządzić idealną podmiejską kolację dla wpływowych osób". Mężczyzna wyglądał jak śliski, rozwodniony odpowiednik magnata z lat 50.—może takiego, który spędził czas w więzieniu dla białych kołnierzyków i wyszedł z krawcem. Szyty na miarę garnitur. Koszula rozpięta do połowy klatki piersiowej, odsłaniająca kępkę włosów na klatce piersiowej, która wyglądała, jakby ktoś właśnie przyciął wieniec bożonarodzeniowy. Jego zęby były zbyt białe, jego uśmiech zbyt wypolerowany—jak chciwość zanurzona w lakierze. "Kochanie," zamruczała moja mama, słodka jak syrop, "poznaj pana Leonarda Shawa, dyrektora generalnego Alcott Shipping. Prawdziwego człowieka, który sam się dorobił. Możesz się od niego tak wiele nauczyć—o przekształcaniu surowego talentu w prawdziwy sukces." Uderzyło mnie to jak pachnący młotek w twarz. Leonard uśmiechnął się od ucha do ucha. Jego oczy—nie, jego oczy powędrowały prosto pod moją spódnicę. "Miło mi panią poznać, panno Vance," powiedział. "Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać więcej. Zawsze lubię mentorować młodym kobietom. Zwłaszcza tak inteligentnym, pięknym jak pani." Nie zadałam sobie trudu, by ukryć swoją minę. To nie był obrzydzenie. To były mdłości. Praktycznie oblizywał wargi. Słyszałam w jego głowie ścieżkę dźwiękową z filmu "Niemoralna propozycja". "Mira," ostrzegła moja mama tym słodkim, groźnym tonem, "nie bądź niegrzeczna. Uściśnij panu Shawowi dłoń." Nie ruszyłam się. Nawet nie mrugnęłam. Gdyby ktoś rzucił we mnie szopem praczem w tym momencie, przytuliłabym go, zamiast dotknąć dłoni Leonarda. Śmiech Caroline rozległ się wysoko i krucho, jakby próbowała przykryć mój opór. "Młodzi ludzie są tacy wrażliwi w dzisiejszych czasach, prawda?" powiedziała do Leonarda, z wprawionym tonem kogoś, kto mówi, że ona się opamięta. Leonard po prostu machnął ręką. "Lubię dziewczynę z odrobiną ognia." Tak, a ja lubię dentystów, którzy nie potrzebują szczypiec. Nie wszyscy możemy dostać to, czego chcemy. A mój ojciec—ten sam mężczyzna, który jeszcze kilka dni temu powiedział mi "zajmiemy się wszystkim"—teraz kiwał głową do Leonarda jak konsjerż hotelowy liczący na dobry napiwek. Wtedy zrozumiałam. To nie było wprowadzenie. To była prezentacja. Byłam produktem wystawionym na pokaz tego wieczoru. Nie chodziło o spotkanie z "obiecującym singlem". To była sprzedaż. Byłam sprzedawana jak pakiet finansowy z prezentem bonusowym. Kiedy Leonard w końcu wyszedł—pozostawiając po sobie chmurę wody kolońskiej i ślad obleśności—odwróciłam się, by się z nimi zmierzyć. "Co to, do cholery, było?" Moja mama uniosła kieliszek wina, wzięła powolny, triumfalny łyk. "To," powiedziała z uśmiechem, "był twój przyszły mąż."

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 6 Rodzinna rozgrywka – Spoliczkowałam Narzeczonego, A Potem Poślubiłam Jego Miliardera Nemezis | Czytaj powieści online na FicSpire