logo

FicSpire

Najbogatszy człowiek w Metropolii jest moim sponsorem!

Najbogatszy człowiek w Metropolii jest moim sponsorem!

Autor: Winston.W

Chapter 4
Autor: Winston.W
29 maj 2025
Edward milczał, więc Cameron wtrąciła się, podnosząc głos: "Masz rację! Twoja siostra zasługuje na odziedziczenie twoich rzeczy, bo jest twoją rodziną. Potraktuj to jak prezent ślubny od ciebie dla niej." Uśmiechnęłam się słodko i odpowiedziałam: "Czekaj! Jest jeszcze jedna rzecz, którą można dodać do tego prezentu!" "O, tak?" "Zgadza się. Ładna, droga trumna na środku ołtarza!" zaćwierkałam. Jej twarz zrobiła się sina. "Ty suko!" "Daj spokój, to pragmatyczny prezent. I tak wkrótce będzie jej potrzebna! Daję jej ją po prostu z wyprzedzeniem, żebyście nie musieli na to wydawać pieniędzy w przyszłości." Zmarszczyli się na mnie, ale nie mogli nic powiedzieć. To było jak z tym incydentem ze świeczką z iskierkami wcześniej. Nic mi nie mogli zrobić. Żadne z tych osób nie stanęło w mojej obronie, kiedy byłam gnębiona przez te wszystkie lata, więc najwyższy czas, żeby poczuli na własnej skórze moją najgorszą stronę! Cameron wściekle wskazała na drzwi. "Wynoś się stąd!" Wskazała też na mojego kretyńskiego ojca. "Zamierzasz coś z tym zrobić? Ta dziewczyna, którą spłodziłeś z tamtą kobietą, obraża i przeklina moją córkę od momentu, gdy się pojawiła, a ty nic z tym nie robisz?!" Harry ruszył w moją stronę, zanim Cameron zdążyła skończyć. Edward spiął się i stanął mu na drodze. "Panie Jones, nie idźmy tą drogą" – ostrzegł. Harry miał zablokowaną drogę, ale i tak zdołał wycelować we mnie palcem. "Przeproś siostrę teraz!" Nie było mowy, żebym się na to zgodziła! "Czy powiedziałam coś złego? Byłam pragmatycz—" Nagle uniósł rękę i zamachnął się w kierunku mojego policzka. Edward stanął przede mną i przyjął cios na głowę. Maddison krzyknęła: "Tato!" Edward zamrugał, jakby odczuwał skutki uderzenia, ale nadal nie odsunął się. "Przemoc fizyczna niczego nie rozwiąże, panie Jones. "Jakby na to nie patrzeć, duża część tego była moją winą, że nie uspokoiłem Taylor. Dajcie mi czas – naprawię to." Twarz Harry'ego była już czerwona od wściekłości i wysiłku. Był chory na kilka chorób, w tym na cukrzycę. Szczerze mówiąc, całe to emocjonalne pobudzenie nie robiło mu dobrze. Praktycznie dyszał. "Ty... Idź z nią porozmawiaj... Jeśli nadal będzie się tak zachowywać... połamię jej kości!" – zagroził między oddechami. Edward skinął głową, spojrzał na mnie i powiedział cicho: "Chodźmy porozmawiać gdzie indziej." "Nie! Nie jestem zainteresowana rozmową z tobą!" Odwróciłam się, żeby wyjść, ale złapał mnie za nadgarstek. "Takie zachowanie niczego nie naprawi, Taylor. Jesteśmy rodziną. W rodzinie wszystko da się rozwiązać." Rodzina?! Ogarnęło mnie obrzydzenie. "Nie zasługujecie na to, żeby być moją rodziną!" – warknęłam, podnosząc rękę. "Teraz puść!" "Powinniśmy porozmawiać." W akcie frustracji uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. "Powiedziałam puść!" W pokoju zapanowała konsternacja. "Co ty zrobiłaś?!" – zawołała Maddison. "Jak mogłaś go tak uderzyć?! Jeśli jesteś zła, zrób to mnie! Nie jemu!" "Jak mogłam? To dwulicowy drań. To wystarczający powód" – odpowiedziałam z uśmiechem. "A co do ciebie? Nie chcę brudzić sobie rąk. I tak umrzesz." Zignorowałam gniewne wykrzywienia na ich twarzach i wyszłam z pokoju. Spędziłam długi czas siedząc w samochodzie, wpatrując się w przestrzeń, aż w końcu się uspokoiłam. Nie mogłam powstrzymać poczucia żalu, że mam takich ludzi za rodzinę. Myślałam, że uda mi się wyjść z tej traumy i zostać uzdrowioną przez Edwarda – ponieważ był kimś, kogo kochałam. Kto by pomyślał, że to on zada mi największy cios? Sama myśl o tym, ile poświęceń poczyniłam, żeby przez te wszystkie lata pielęgnować go do zdrowia, a w zamian otrzymać to... czułam się, jakby nóż w moim sercu został przekręcony. Zadzwonił telefon, wyrywając mnie z osłupienia. To była moja najlepsza przyjaciółka, Jean Valentine. "No powiedz mi, pani Kennedy! Czy zapomniałaś, że mamy dziś randkę, co? Nie mów mi, że znowu zbierasz się po nim, dziewczyno!" – zażartowała niewinnie Jean. Nie wiedziała, przez co przeszłam. Zmarszczyłam brwi. Racja. Miałyśmy zjeść razem lunch, żeby omówić nasz plan na próbę generalną przed ślubem. "Będę za chwilę." Próba generalna nie miała już znaczenia. Chodziło o to, żeby jej opowiedzieć, co się stało. Jean od razu zauważyła, jak źle wyglądam, kiedy przyjechałam do restauracji. "Co się stało? Pokłóciłaś się z rodziną?" – zapytała zaniepokojona. Wiedziała o wszystkim. Uniknęłam jej pytania i stwierdziłam: "Ślub odwołany, Jeannie." Spojrzała na mnie z szokiem. "Co? To żart? Ślub jest za tydzień!" Wymusiłam obojętny uśmiech. "Dokładniej byłoby powiedzieć: 'Ślub się odbędzie, ale ja już nie będę panną młodą'." Odłożyła drinka, obeszła stół i podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim czole. "Jesteś na haju czy majaczysz z gorączki?" Przyciągnęłam ją na miejsce obok mnie, na wypadek gdyby moja historia zaszokowała ją na tyle, że by się potknęła. Opowiedziałam jej wszystko tak krótko, jak tylko mogłam. Jej oczy były szeroko otwarte. "Co do cholery?! Czy Edward oszalał? Maddison to największa szmata na świecie! "Jak ślepym trzeba być, żeby tego nie wiedzieć?! Nie boi się, że zmiana panny młodej w trakcie trwania ceremonii zamieni go w gwiazdę internetu? A może marzy o tym, żeby zostać memem?!" Jean była tak zła, że nawet nie zdawała sobie sprawy, jak głośno mówi. Goście z innych stolików zaczęli się oglądać, kiedy szukała swojego telefonu. Miała temperament wystarczająco ognisty, żeby mój wydawał się łagodny w porównaniu z nim. Naturalnie, nie zamierzała tego puścić płazem. "Dosyć tego! Dam mu popalić!" – oświadczyła, machając telefonem. Byłam zbyt zmęczona, żeby ją powstrzymywać. Po prostu wzięłam łyk drinka. "Czy Maddison zrobiła ci lobotomię, Edwardzie?! Co z tego, że ma raka? Taylor jest z tobą od sześciu lat! "Zapomniałeś o wszystkich rzeczach, które zrobiła, żeby pomóc ci przejść przez powrót do zdrowia?! Była twoim źródłem krwi przez lata! Gdyby nie ona, byłbyś tylko nagrobkiem, ty psie gówno! "A od kiedy stałeś się kochasiem Maddison, co? Nie mów mi, że już cię oczarowała w spodniach! "Nigdy nie widziałam tak gównianego dupka jak ty! Jesteś na samym dnie, słyszysz?! A poza tym jesteś sławny! Ludzie z łatwością mogą cię rozreklamować w inter—" Jean wygłaszała swoją tyradę przez około pięć do sześciu minut, kiedy podeszła kelnerka, żeby poradzić jej, żeby mówiła ciszej. Nie mogłam znieść zażenowania w miejscu publicznym, więc wyrwałam jej telefon i zakończyłam połączenie. "Co?! Oddawaj! Muszę jeszcze omówić kilka spraw z tą suką osobiście!" – zawyła. Podsunęłam jej drinka i poklepałam ją po plecach. "Hej, nie psujmy innym lunchu, okej?" Jean w końcu zauważyła spojrzenia wokół nas i opanowała swój temperament. "Nie rozumiem. Co on ma w głowie? Czy on kocha Maddison?" – zapytała zdezorientowana. Pokręciłam głową. "Bóg jeden wie. Ale wiem, że mnie nie kocha." "Maddie jest stuknięta na maksa, człowieku. Chce tylko tego, co posiadasz albo czego pragniesz! Czy Edward jest naprawdę tak głupi, że nie potrafi tego zauważyć?!" Upiłam łyk drinka. "Nie. On myśli, że przesadzam z problemem Maddie." Jean przełknęła drinka. "Czy on wie, kim ona naprawdę jest? Że jest twoją przyrodnią siostrą?" "Nie wiem. Nigdy o tym nie rozmawiałam. Może wie. Może nie." To była wstydliwa strona rodziny. Kochałam go, więc nie chciałam, żeby widział, jak brzydka potrafi być rodzina Jonesów. Nie mogłam znieść myśli, że mógłby mnie zdradzić i wykorzystać te sekrety jako zakładnika. "On nie wie?" – zachichotała Jean. "Nie mogę się doczekać, aż się dowie. Dnia, w którym zda sobie sprawę, jak zgniła jest Maddie... będzie błagał na kolanach przed tobą." Uśmiechnęłam się cicho. Nie obchodziło mnie, czy będzie tego żałował. To nie miało ze mną nic wspólnego. "Nie martw się, dziewczyno. W zamian dostajesz całą swoją firmę" – pocieszyła mnie Jean po zakończeniu lunchu. "Możesz skupić się na swoim biznesie zamiast na tym śmieciu!" Jej słowa przypomniały mi, że wciąż mam do rozwiązania kwestie prawne. "Masz rację. Nie powinnam marnować czasu na bycie smutną z powodu utraty śmiecia. Nie martw się, Jeannie. Nic mi nie jest" – odpowiedziałam. "Lepiej dowiedzieć się przed tym, jak dałabym się oszukać i oddać się w ręce takiego człowieka, prawda?" Pożegnałam się z Jean i powiedziałam Edwardowi, żeby spotkał się ze mną po południu. Zgodził się bez problemu. Twarz Edwarda wciąż miała delikatny odcisk mojej dłoni na policzku, kiedy go zobaczyłam. Wyglądało to na nim komicznie. "Bądź szybki. Musimy zakończyć te procedury prawne przed unieważnieniem naszego aktu małżeństwa" – warknęłam cicho, kiedy przestępował z nogi na nogę. Nasz akt małżeństwa miał zaledwie miesiąc. Gdybym wiedziała, że tak się stanie, nie traciłabym czasu na umówienie się na wizytę tego dnia! Edward spojrzał na mnie smutno, jego usta rozchyliły się, jakby chciał coś powiedzieć. Nic nie wyszło. Po załatwieniu wszystkich formalności prawnych dotyczących firmy udaliśmy się prosto do Urzędu Stanu Cywilnego. Nie spodziewałam się, ile zasobów i dokumentów trzeba przygotować, żeby rozwiązać związek partnerski. Obowiązywał też 30-dniowy okres przejściowy – związek partnerski stawał się nieważny dopiero wtedy, gdy obie strony wyraziły na to zgodę po tym okresie. To było frustrujące. Próbowałam umówić się na wizytę, ale powiedziano mi, że najwcześniejszy dostępny termin jest za pół miesiąca. Co to oznaczało? To oznaczało, że nadal będę jego partnerką, kiedy on i Maddison wezmą ślub! Co do cholery?! Edward mógł stwierdzić, jak zły mam humor. "Nie musimy się spieszyć. Maddie nas też nie pogania" – powiedział cicho. Podniosłam głowę i posłałam mu gniewne spojrzenie. Był oszołomiony. Potem nagle wybuchnęłam uśmiechem. "O tak? Chcesz mi powiedzieć, że nie martwi się, że może nie dożyć dnia, w którym oficjalnie się 'rozwiedziemy'?" Edward zamarł. Zapomniał, jak trudno jest rozwiązać związek partnerski. Nawet jeśli Maddie wyjdzie za niego w ceremonii, w oczach prawa będzie traktowana jak kochanka. Zignorował pytanie i delikatnie się pochylił. "Więc może w ogóle nie powinniśmy rozwiązywać naszego związku partnerskiego. W ten sposób nie musielibyśmy przechodzić przez kłopoty związane z małżeństwem w przyszłości." Byłam oszołomiona. Nie mogłam w to uwierzyć. On wciąż myślał, że do niego wrócę po śmierci Maddison!

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Chapter 4 – Najbogatszy człowiek w Metropolii jest moim sponsorem! | Czytaj powieści online na FicSpire