Drzwi się otworzyły. Mój uśmiech zamienił się w grymas.
Do diabła. To był Edward Kennedy!
– Po jaką cholerę zapraszałaś to paskudztwo?! – warknęłam do Jean.
Uśmiechnęła się szeroko. – A po co, jeśli nie po to, żeby mu pokazać, o ile lepsze jest twoje życie, odkąd go nie ma!
Jean podeszła do niego, kompletnie ignorując jego ponurą minę. – Witaj, panie Kennedy! Jak pan widzi, Taylor świetnie się baw
















