logo

FicSpire

Fałszywa Dziedziczka, Prawdziwa Bohaterka

Fałszywa Dziedziczka, Prawdziwa Bohaterka

Autor: Adriana Fox

Chapter 2 Pretend To Be Hailey
Autor: Adriana Fox
11 lis 2025
Chłopiec, Józef Wilson, uspokoił się, podjadając coś, wyglądając o wiele lepiej niż inne przestraszone dzieci. Mimo to, co chwila spoglądał na drzwi, a zmartwienie malowało się na jego twarzy. Po usłyszeniu pytania oficera, Józef instynktownie otworzył usta, by powiedzieć, że ktoś pomógł im uciec. Ale zanim zdążył odpowiedzieć, ciepła dłoń nagle go chwyciła. Odwrócił głowę i zobaczył smukłą dziewczynę, spokojnie stojącą obok niego. "Ty—" zaczął, z mieszaniną zaskoczenia i radości na twarzy, chcąc powiedzieć, że ona też uciekła, ale delikatne ściśnięcie jego palców przypomniało mu, że ujawnienie jej tożsamości może być ryzykowne. "Co się dzieje? Czyje to dziecko?" oficer, trzymając formularz rejestracyjny, spojrzał na Quinlyn z zakłopotaniem, zauważając, że jej wygląd nie sugerował bogatego pochodzenia. Józef instynktownie stanął przed nią, szybko myśląc. "To dziewczyna, którą rodzina pana Andersona niedawno znalazła. Mieszkała na wsi i niespodziewanie została wciągnięta w nasze porwanie, wracając do miasta." Wyraz twarzy oficera złagodniał, prawie jakby myślał: "Co za pech", ale nie naciskał dalej. Józef powiedział, że uwolnił się i uciekł. Inni byli zbyt przerażeni, a ciemność uniemożliwiła im zobaczenie twarzy Quinlyn, więc kiedy poprowadził ją z powrotem w tłum, nikt niczego nie podejrzewał. "Dziękuję," wymamrotała Quinlyn, przesuwając się w kąt, jej wdzięczność była cicha i szczera. Józef podał jej chleb i mleko, chichocząc. "To ja powinienem ci dziękować. Bez ciebie moglibyśmy mieć poważne kłopoty." To jego brawura doprowadziła go do ścigania porywaczy, co skutkowało tym, że sam został złapany. Myśląc o tym teraz, czuł się zawstydzony. Rozmyślając o tym, spojrzał ponownie na Quinlyn, pod wrażeniem, że zdołała im pomóc uciec pomimo jej delikatnej budowy ciała. Zauważając torbę u jej stóp, zapytał: "Co to?" "Pieniądze," odpowiedziała Quinlyn, nie podnosząc wzroku. Józef zmierzył wzrokiem prostą plastikową torbę, wątpiąc, czy zawiera dużo. "Więc, gdzie planujesz pójść dalej?" Wierzył, że Quinlyn ich uratowała i uważał, że nie powinna wracać do wioski dla własnego bezpieczeństwa, nieświadomy, że wieśniacy traktowali ją ze strachem. Quinlyn wzięła duży kęs chleba i po prostu odpowiedziała: "Do miasta." Józef był zaskoczony. Jasne, nie wyglądała na dziecko z miasta, więc uprzejmie wyjaśnił: "Aby podróżować autobusem lub metrem w mieście, potrzebujesz legitymacji szkolnej. Bez niej możesz skończyć na wykonywaniu nielegalnej pracy. To trudne dla dzieci." Quinlyn spojrzała na niego z zakłopotaniem; w rzeczywistości miała wiele kontaktów i potencjalnych pracodawców, ponieważ jej powiązania w strefie pogranicznej były niezrównane. Myśląc, że jest zmartwiona, Józef nachylił się blisko i wyszeptał: "Mam plan. W drodze tutaj dziecko pana Andersona wypadło z samochodu i zginęło. Możesz udawać ich córkę." Quinlyn spojrzała na niego, myśląc, że ten chłopak nie jest zbyt bystry. Gdyby tak łatwo było podszyć się pod dziecko kogoś innego, Andersonowie nie spędziliby tyle czasu na poszukiwaniach. Pojedynczy test krwi zniweczyłby to kłamstwo. Mimo to, potrzebując wyjścia, na razie postanowiła milczeć. ***** Mijały dni, a samochód wrócił do miasta, gdy rodzice falami przybywali, aby odebrać swoje dzieci. Quinlyn stała w tłumie, niechętna do ruchu, ale Józef popchnął ją w kierunku mężczyzny w średnim wieku. "Panie Anderson, to jest Hailey," Józef przedstawił ją mężczyźnie, który był ojcem Hailey, Maurycym Andersonem. Maurycy był przez chwilę zaskoczony, a następnie zauważył niechlujny i brudny wygląd Quinlyn, instynktownie marszcząc brwi z dezaprobatą. Quinlyn była wrażliwa na takie spojrzenia i szybko odwróciła twarz, stwierdzając stanowczo: "To nie ja; pomyliłeś osobę." Brwi Maurycego zmarszczyły się głębiej, ale w jego oczach zamigotała niepewność. "Ten temperament rzeczywiście przypomina mi tatę," wymamrotał, decydując się zabrać Quinlyn do domu na razie bez testu DNA. ***** Dwa dni później incydent porwania zalał wiadomości, szczegółowo opisując dramatyczne ucieczki dzieci, a Quinlyn została zabrana do szpitala w Brynton na badanie krwi. Podczas oczekiwania na wyniki, Maurycy odebrał telefon od Edwarda Andersona, dziadka Hailey. Edward poprosił konkretnie o spotkanie z Quinlyn. "Wciąż nie jesteśmy pewni, czy to ona; dlaczego pan Anderson nalega na spotkanie z nią? To absurdalne," Tina Anderson, żona Maurycego, zaprotestowała przeciwko wizycie Quinlyn w posiadłości. Maurycy, również zaniepokojony, wyjaśnił: "Tata porządkuje swój spadek. Wiesz, co czuje do Hailey; jeśli ją zobaczy, nasze szanse przeciwko innym gałęziom rodziny wzrosną." Tina mruknęła: "Nawet jeśli Harriet jest adoptowana, jest jak nasza własna. Pan Anderson jest wyraźnie stronniczy." Mimo to, ostatecznie wyraziła zgodę. Tak więc, Maurycy pospiesznie zabrał Quinlyn do Anderson Manor, kupując jej po drodze nowe ubrania. "Kiedy go zobaczysz, pamiętaj, żeby nazywać go dziadkiem i bądź słodka, dobrze?" poinstruował ją. Quinlyn wpatrywała się przed siebie na rzędy willi, cicha i opanowana. Po wyjściu z samochodu, kilku służących wyszło z okazałej posiadłości, wprowadzając ich do środka. Serdecznie powitali Quinlyn, jakby była dawno zaginionym krewnym, napychając jej kieszenie cukierkami, zanim jeszcze przekroczyła próg. W salonie roiło się od ludzi, a Edward siedział na środku, jego srebrne włosy tworzyły uderzającą koronę. Od momentu, gdy Quinlyn weszła, jego wzrok był na niej utkwiony. Choć wydawał się surowy, w jego oczach migotało zaniepokojenie. "Tato, to biedne dziecko zaginęło i zostało zabrane na pogranicze, tyle wycierpiało," powiedział Maurycy, popychając Quinlyn do przodu, aby Edward mógł się jej dobrze przyjrzeć. Inni krewni, rozumiejąc zamiary Maurycego, przyjrzeli się Quinlyn i zapytali: "Macie wyniki badań? Upewnijcie się, że nie popełniliście błędu. To dziecko nie wygląda na żadnego Andersona." Uśmiech Maurycego zachwiał się i zanim zdążył odpowiedzieć, Quinlyn nagle sięgnęła po rękę Edwarda. "Panie Anderson, czy chciałby pan się przejść?" Jej głos był jasny, dziecinny, a jednocześnie niespodziewanie spokojny. Edward był zaskoczony, zdziwiony, że Quinlyn się go nie boi. Harriet płakała podczas ich pierwszego spotkania, ale Quinlyn, choć go nie przypominała, miała w oczach determinację, która mu się spodobała. Więc skinął głową. "Dobrze, przejdźmy się po ogrodzie, tylko my dwoje." Wszyscy byli zaskoczeni tym nieoczekiwanym zwrotem akcji. Zastanawiali się: "Czy starzec już ją zaakceptował?" Maurycy poczuł się uszczęśliwiony, myśląc, że Quinlyn jest sprytna i mając nadzieję, że ich wspólny czas zwiększy jego szanse na większy udział w spadku. Quinlyn, choć mała i chuda, miała zaskakującą siłę, z łatwością pchając wózek inwalidzki Edwarda. Ogród był pełen egzotycznych roślin, których nigdy wcześniej nie widziała, wszystkie oszałamiająco piękne. Ale zamiast podziwiać kwiaty, skupiła się na otoczeniu. Kiedy dotarli do ustronnego miejsca, zatrzymała się, podeszła do Edwarda i powiedziała szczerze: "Nie jestem pańską wnuczką. On po prostu próbuje wyłudzić od pana pieniądze."

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Chapter 2 Pretend To Be Hailey – Fałszywa Dziedziczka, Prawdziwa Bohaterka | Czytaj powieści online na FicSpire