"Jesteś moja, mały szczeniaczku," warknął Kylan przy mojej szyi. "Wkrótce będziesz mnie błagać. A kiedy to zrobisz - wykorzystam cię jak mi się spodoba, a potem cię odrzucę." Kiedy Violet Hastings rozpoczyna pierwszy rok w Staright Shifters Academy, pragnie tylko dwóch rzeczy: uczcić dziedzictwo matki, stając się wykwalifikowaną uzdrowicielką dla swojej watahy, i przetrwać w akademii bez tego, by ktokolwiek nazywał ją dziwadłem z powodu jej dziwnego stanu oczu. Sprawy przybierają dramatyczny obrót, gdy odkrywa, że Kylan, arogancki spadkobierca tronu lykanów, który uprzykrza jej życie od momentu ich spotkania, jest jej przeznaczonym partnerem. Kylan, znany ze swojej chłodnej osobowości i okrutnych manier, jest daleki od zachwytu. Odmawia przyjęcia Violet jako swojej partnerki, ale nie chce jej też odrzucić. Zamiast tego widzi w niej swojego szczeniaka i jest zdeterminowany, by uczynić jej życie jeszcze większym piekłem. Jakby radzenie sobie z udręką Kylana nie było wystarczające, Violet zaczyna odkrywać sekrety o swojej przeszłości, które zmieniają wszystko, co do tej pory wiedziała. Skąd naprawdę pochodzi? Jaki sekret kryją jej oczy? I czy całe jej życie było kłamstwem?

Pierwszy Rozdział

**Violet** Serce waliło mi w piersi, napędzane mieszanką ekscytacji i nerwów, gdy z walizkami w dłoniach przemierzałam kampus Akademii Starlight. Marzyłam o tym, odkąd tylko sięgam pamięcią – znaleźć się w gronie najlepszych zmiennokształtnych. Dostanie się do akademii graniczyło z cudem, ale jakimś sposobem mi się udało. Dziś miał się rozpocząć nowy rozdział w moim życiu i absolutnie nic nie mogło tego zepsuć. – Z drogi, okularnico! Prawie nic. Pisnęłam cicho, gdy ktoś pchnął mnie na ziemię, a ja upadłam razem z walizkami. Okulary zsunęły mi się z nosa, a mnie ogarnęła panika. – Nie, nie! – wyszeptałam, zamykając oczy i desperacko szukając ich po omacku. Musiałam mieć je na nosie przez cały czas. Nosiłam je od ósmego roku życia i wiedziałam jedno: jeśli ich nie założę, czeka mnie zimna i samotna noc. Koszmary, wizje... – Jest! – odetchnęłam z ulgą, gdy palcami musnęłam znajomą oprawkę. Szybko wsunęłam je z powrotem na nos. Mignęły mi plecy chłopaka, który mnie popchnął; szedł dalej ze swoją grupą przyjaciół. „Dupek!” – mruknęłyśmy jednocześnie: ja i moja wilczyca, Lumia. Jeden z chłopaków, ubrany w niebieską bluzę z kapturem, obejrzał się za siebie ze spojrzeniem, które wyglądało na pełne współczucia. Nasze oczy się spotkały, po czym zawrócił i podbiegł w moją stronę. Zmieszana patrzyłam, jak podnosi moje walizki z ziemi, a potem wyciąga rękę, by mi pomóc. – Nic ci nie jest? – Nie, dzięki – przyjęłam pomoc i wstałam, stając z nim twarzą w twarz. Moje usta mimowolnie wygięły się w uśmiechu na widok przystojnego blondyna przede mną; miał oczy o barwie miodu i włosy nieco jaśniejsze od moich. – Przepraszam za księcia – powiedział. – Nie chciał tego zrobić, jest dzisiaj trochę marudny. Zmarszczyłam brwi. – Księcia? Chłopak zmierzył mnie dziwnym wzrokiem. – No, Ly... nieważne. Pierwszy dzień? – Tak. – Pomóc ci z walizkami? – Tak, pewnie. Chwycił moje dwa bagaże i ruszyliśmy, a ja musiałam przebierać moimi krótkimi nogami, żeby za nim nadążyć, bo byłam prawie o połowę niższa. – Szłaś odebrać klucze? – Tak. – Umiesz mówić tylko „tak”? – Ta... to znaczy nie – potrząsnęłam głową, nieco zawstydzona. Zaśmiał się cicho. – Jestem Nate, członek samorządu uczniowskiego. – Violet – odpowiedziałam. Nate zerknął na mnie, a potem jego wzrok zaczął mnie taksować. To spojrzenie było tak intensywne, że nie mogłam powstrzymać rumieńca. – Niech zgadnę – odezwał się. – Siedemnaście lat, mała i skromna wataha, córka Alfy, pomocnica uzdrowiciela? Spojrzałam na niego zszokowana i parsknęłam zaskoczonym śmiechem. – Prawie trafiłeś. Osiemnaście. No i była jeszcze ta druga kwestia. Alfa był moim wujem, który mnie wychował, ale nie był to temat, o którym lubiłam rozmawiać. Moi rodzice zginęli w ataku, gdy miałam osiem lat, i od tamtej pory opiekował się mną wujek. Był Alfą watahy Krwawej Róży, małego stada ze wschodu. – Uczysz się na pomocnicę uzdrowiciela? Rodzice muszą być z ciebie dumni – powiedział Nate. – Tak, i oni... – odpowiedziałam, a słowa uwięzły mi w gardle. Alfa Fergus próbował traktować mnie jak córkę, ale był zbyt niezręcznym człowiekiem, by wychowywać dziecko. Nigdy nie było go w pobliżu, a nasza Luna, Sonya, starała się jak mogła, ale po prostu nigdy nie nawiązałyśmy tej matczyno-córczynej nici porozumienia. Oliwy do ognia dolewał Dylan, mój kuzyn, z którym się wychowywałam. Nazywałam go bratem, wszyscy tak robili. Nienawidził mnie przez całe życie, nigdy nie podając powodu, i nigdy się nie dogadywaliśmy. Był na drugim roku w Akademii Starlight i dał mi bardzo wyraźnie do zrozumienia, że w tych murach nie jesteśmy rodziną i mam się trzymać od niego z daleka. Jego dokładne słowa brzmiały: „Nie przynoś mi wstydu, dziwadło”. – Są dumni – westchnęłam. Podążając za Nate'em, zauważyłam mnóstwo dziewczyn walczących o jego uwagę. Od czasu do czasu zauważał którąś z nich, co spotykało się z piskami zachwytu. Z taką twarzą nietrudno było zgadnąć, że jest popularny. A co najważniejsze, wydawał się mieć też dobre serce. Przyłapał mnie na gapieniu się, więc spuściłam wzrok na ziemię, chichocząc nerwowo. – Jesteśmy na miejscu – powiedział Nate. Podniosłam wzrok i zorientowałam się, że dotarliśmy już do głównej auli. – Chodź – poprowadził mnie do środka, a wnętrze było równie niesamowite, jak zapamiętałam z dni otwartych – wielka, otwarta przestrzeń z wysokimi sufitami i luksusowym wystrojem. Było tu dość tłoczno, wszędzie pełno studentów i walizek. – Wow – westchnęłam, rozglądając się z podziwem. Nate wskazał palcem. – Tam jest recepcja. Możesz tam uzyskać informacje i odebrać klucze – po czym wyciągnął rękę. – Miło było cię poznać. Witaj i mam nadzieję, że będziesz miała udany rok, Violet. Patrzyłam na jego dłoń przez chwilę, zanim ją uścisnęłam. – Dziękuję. Mrugnął do mnie, a ja poczułam trzepotanie w piersi. Trzymałam jego dłoń o sekundę dłużej niż to konieczne, a kiedy spojrzał na nasze splecione ręce z łagodnym uśmiechem, odkaszlnęłam i cofnęłam się. – Dziękuję – powtórzyłam, nie wiedząc, co innego powiedzieć. – I dziękuję, że wróciłeś, żeby mi pomóc. – Nie ma sprawy – odparł Nate. – Po prostu wykonuję swoją pracę. Racja, przecież był w samorządzie. – Nate, chodźmy! – zawołał donośny głos. Spojrzałam ponad ramieniem Nate'a, by zobaczyć, skąd dobiega wołanie. To był chłopak oparty o jeden z filarów, otoczony przyjaciółmi, odwrócony do nas plecami. Ten sam, który nazwał mnie okularnicą. Rozpoznałam jego głos natychmiast. Nate nazwał go księciem i zastanawiałam się, czy to dlatego, że jest prawdziwą arystokracją, czy przez jego roszczeniowe zachowanie. Mimo to Nate nie wahał się ani sekundy i natychmiast ruszył w stronę przyjaciela. – Następny! – krzyknęła kobieta za biurkiem informacyjnym, przywracając mnie do rzeczywistości. Na jej twarzy malowało się znudzenie. – O, tak, to ja! – powiedziałam, brzmiąc niezręcznie nawet dla samej siebie, siłując się z dopchnięciem walizek do biurka. – Nazwisko, rok i kierunek – zażądała płaskim tonem. – Violet Hastings, pierwszy rok na wydziale uzdrowicielskim? Kobieta mruknęła i zaczęła przeglądać stos papierów lub teczek. W międzyczasie moje myśli powędrowały do moich trzech nowych współlokatorek; miałam nadzieję, że będą przynajmniej bardziej znośne niż ten gość, który wyzwał mnie od okularnic. – M-Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zaszczycona, będąc jedną z wybranych dwustu osób, które mogą uczyć się od najlepszych uzdrowicieli, a moja mama była właściwie absolwentką, więc jestem naprawdę podekscytowana, żeby... Kobieta przerwała mi, rzucając w moją stronę komplet kluczy, które złapałam w ostatniej chwili. – Pawilon Księżycowy, drugi budynek po lewej, drugie piętro, pokój 102. Następny! – Okej? – zamrugałam, zszokowana jej nieuprzejmością. Zanim zdążyłam zareagować, ktoś mnie odepchnął i prawie się potknęłam, ale na szczęście w porę odzyskałam równowagę. Podążanie za wskazówkami niemiłej kobiety do akademika nie było na szczęście zbyt kłopotliwe. Z wielkim trudem dotarłam na drugie piętro, kompletnie zdyszana i pewnie spocona – ale byłam na miejscu i tylko to się liczyło. Korytarz był pełen studentów, którzy rozmawiali, wnosili swoje rzeczy i tak dalej. Przytłoczona hałasem i ludźmi, rozejrzałam się, nie wiedząc, od czego zacząć. – W którym jesteś pokoju? – zapytał głos z tyłu. Gdy odwróciłam głowę, jakaś kobieta głośno wciągnęła powietrze prosto w moją twarz. – Adelaide? – otworzyła szeroko swoje przenikliwe zielone oczy. Spojrzałam na nią, próbując ustalić, czy ją znam, ale nie mogłam jej rozpoznać. – K-Kto? – wyjąkałam. Kobieta miała jasnoszare włosy upięte w kok, okulary na nosie i te niesamowite zielone oczy. Wpatrywała się we mnie z intensywnym, niemal pełnym nadziei wyrazem twarzy, podczas gdy ja patrzyłam na nią dziwnie, myśląc, że musiała mnie z kimś pomylić. – Bardzo przepraszam – usprawiedliwiła się. – Po prostu wyglądasz jak ktoś, kogo kiedyś znałam. Uśmiechnęłam się ciepło. – W porządku. – Mam na imię Esther i jestem opiekunką tego wydziału. A ty jesteś... – zaczęła, przenosząc wzrok na nazwisko na moim breloczku. – Violet Hastings z pokoju 102. To pokój w głębi korytarza – powiedziała. – Dziękuję – westchnęłam, wdzięczna za pomoc. Posyłając jej ostatni uśmiech, ruszyłam dalej z walizkami w stronę mojego pokoju. Z każdym krokiem coraz bardziej denerwowałam się spotkaniem ze współlokatorkami. Jakie będą? Czy je polubię? Czy one polubią mnie? Uświadomiłam sobie, że nawet w watasze Krwawej Róży tak naprawdę nigdy nie miałam przyjaciół. Owszem, byli ludzie, z którymi byłam bliżej niż z innymi, ale przyjaciele? Dotarłam do drzwi z numerem 102, a serce łomotało mi w piersi. Biorąc głęboki oddech, przekręciłam klucz w zamku, a potem pchnęłam drzwi. Na środku pokoju stały dwie dziewczyny, które natychmiast przerwały rozmowę i spojrzały na mnie. Jedna z nich miała ufarbowane na jasny róż włosy, druga ciemne loki. Ich ubrania były stylowe i wyglądały na drogie, przez co poczułam się niepewnie i nie na miejscu. Prawdopodobnie pochodziły z rodzin o wysokim statusie, z większych watah, w przeciwieństwie do mnie. – Przeszkadzam? – zapytałam niepewnym głosem. Różowowłosa dziewczyna podbiegła do mnie. – Nie – powiedziała w pośpiechu. – Jestem Amy, to Trinity. A ty jesteś nią? Byłą Kylana? Zmarszczyłam brwi w zakłopotaniu. – Kim? I kim był Kylan? – Naszą współlokatorką, Chrystal? Byłą Księcia Likanów? – wyjaśniła Amy. – Słyszałam, że musi powtarzać pierwszy rok i jest naszą współlokatorką. Czy to ty?

Odkryj więcej niesamowitych treści