**Violet**
– Niesamowite – powiedziała Esther, zmuszając mnie, bym podniosła wzrok i napotkała jej spojrzenie. – To umiejętności na poziomie trzeciego roku. Od pierwszorocznych nie oczekujemy uleczenia więcej niż dziesięciu.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, zdobyłam się jedynie na wdzięczny uśmiech. Kątem oka dostrzegłam Chrystal, która posyłała w moim kierunku mordercze spojrzenia.
Gdyby Esther nie ponagliła wszystkich do ponownego zajęcia miejsc, nie mam pojęcia, co mogłaby mi zrobić.
– Violet – odezwała się kobieta, gdy wszyscy usiedli. – Przyjdź do mnie po zajęciach, proszę. Jest coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać.
Reszta lekcji minęła głównie na teorii, a po godzinie zadzwonił dzwonek. Studenci zaczęli zbierać swoje rzeczy, ale ja czekałam, tak jak poleciła mi Esther.
Chrystal, która piorunowała mnie wzrokiem przez ponad godzinę, stała teraz przy moim stole ze swoją świtą. Wiedząc, że nie zdołam powstrzymać tego, co dla mnie zaplanowała, uniosłam wzrok, by spojrzeć jej w oczy.
– Tak? – zapytałam.
Chrystal zachichotała, przewracając oczami.
– Nawet z nią nie rozmawiałam – rzuciła do pozostałych dziewczyn. – Ale chyba niektórzy po prostu muszą być w centrum uwagi, prawda?
Wiedziałam, że lepiej nie odpowiadać. Pyskowanie tylko ściągnęłoby kłopoty, więc odwróciłam wzrok, trzymając język za zębami, i cierpliwie czekałam, aż opuści salę.
Gdy wszyscy wyszli, podeszłam do biurka Esther.
– Siadaj – powiedziała ciepło, wskazując na krzesło, więc usiadłam.
Esther przyglądała mi się przez chwilę, zakładając siwy kosmyk za ucho. Jej spojrzenie było badawcze i ostre, jakby próbowała mnie rozgryźć.
– Twoją matką była… Claire Hastings z Watahy Krwawej Róży, zgadza się? – zapytała po chwili milczenia.
Kiwnęłam głową, niepewna, dokąd zmierza ta rozmowa.
– Była jedną z moich najlepszych studentek – przyznała Esther. – Znałam też twojego tatę, Grega. Był niezwykle silnym wojownikiem, zawsze trzymali się razem, zawsze żądni wiedzy. Twój tata Fergus też, oczywiście… czy może wujek?
– Tata jest w porządku – poprawiłam ją, a uśmiech cisnął mi się na usta.
W domu rzadko rozmawiało się o moich rodzicach, traktowano ich jak dosłowne duchy. Miło było w końcu o nich usłyszeć.
– Była taka dobra – ciągnęła Esther. – I zamierzam dać tobie taką samą szansę, jaką dałam jej.
Zamrugałam zdezorientowana.
– Co ma pani na myśli?
– Słyszałaś o Elitarnej Drużynie?
Zmarszczyłam brwi, nazwa brzmiała znajomo.
– Tak, mój kuzyn… – zawahałam się, poprawiając się natychmiast. – Mój brat, Dylan, jest w tej drużynie.
Esther przytaknęła.
– Owszem, jest, tak samo jak byli twoi rodzice.
Elitarna Drużyna była specjalną grupą wewnątrz akademii, złożoną z najlepszych studentów wszystkich roczników. Byli twarzą szkoły, jej obrońcami i realizowali odrębny program.
– Chcę, żebyś wzięła udział w zajęciach próbnych z Elitarną Drużyną – powiedziała Esther, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Serce podeszło mi do gardła.
– D-dlaczego? – wydukałam.
– Ponieważ – westchnęła – pierwszoroczna, która potrafi uzdrowić trzydzieści ryb za jednym zamachem, ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Jej słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Wiedziałam, że mam talent, ale nikt nigdy nie powiedział mi, że mam przed sobą świetlaną przyszłość. Ani nauczyciele w domu, ani nawet uzdrowiciel, nikt.
Byłam przyzwyczajona do słuchania o tym, nad czym muszę popracować albo czego nie robię wystarczająco dobrze. To były rzeczy, które zmuszały mnie do większego wysiłku.
Nie przywykłam do komplementów, a usłyszenie, że jestem w czymś wystarczająco dobra, znaczyło dla mnie więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić.
– Elitarna Drużyna to nic niezwykłego dla kogoś z Krwawej Róży – dodała Esther, zauważając brak mojej reakcji.
Zawahałam się, nagle czując presję, która się z tym wiązała. Obrońca szkoły?
Braki w wielu innych dziedzinach nadrabiałam uzdrawianiem, ale nie byłam jakąś wybitną studentką.
– Sama nie wiem…
Wyraz twarzy Esther złagodniał.
– Jesteś silna, Violet. Zbyt silna. Musisz stawiać sobie wyzwania, zanim zaczniesz się nudzić.
Odetchnęłam głęboko.
– To były dopiero pierwsze zajęcia…
– A mi wystarczy kilka sekund, by ocenić, czy ktoś nadaje się do Elitarnej Drużyny – dokończyła Esther.
Jej oczy były pełne determinacji – ufała mi, wierzyła we mnie – a ja nie chciałam jej zawieść. Może rzeczywiście coś w tym było. Kto wie?
– Dobrze – powiedziałam. – Zrobię to.
– To dobrze – uśmiechnęła się Esther z ulgą. – Wyślę ci e-mail ze szczegółami.
Gdy wstawałam do wyjścia, nagle przyszło mi do głowy, że coś mnie dręczy – coś, w czym tylko ona mogła pomóc.
– Swoją drogą – zaczęłam. – Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, nazwała mnie pani Adelaide?
Uśmiech zniknął z twarzy Esther.
– Naprawdę? – odchrząknęła.
– Tak – przypomniałam jej. – Widziałam na korytarzu zdjęcie mamy… z tą dziewczyną, Adelaide?
– Były bliskimi przyjaciółkami – odparła szybko Esther.
– Bliskimi przyjaciółkami czy najlepszymi przyjaciółkami? – dociekałam.
– Najlepszymi. Chciałam nazwać cię Claire. Wszystko mi się pomieszało. Mój błąd.
– Rozumiem – zachichotałam, w końcu składając fakty w całość. – Czy ma pani może jej numer albo cokolwiek, żebym mogła się z nią skontaktować i…
– Nie, zmarła wiele lat temu.
– Zmarła? – Uniosłam brew.
– Tak… to, co depresja potrafi zrobić z człowiekiem.
– Miała depresję?
Esther nie odpowiedziała, chwytając długopis i kartkę papieru z biurka.
– Napiszę ci usprawiedliwienie. Powinnaś iść na następną lekcję.
Inni studenci zaczęli już wypełniać salę przed kolejną godziną. Esther nabazgrała coś na kartce i podała mi ją.
– Proszę bardzo.
Ta sama kobieta, która zaledwie kilka sekund wcześniej była tak ciepła, teraz stała się chłodna i dystansowa. Po jej tonie poznałam, że rozmowa jest skończona, ale wciąż miałam tak wiele pytań.
O Adelaide i więź, która łączyła ją z mamą. Może nie było to ważne, ale w sposobie, w jaki przytulały się na tym zdjęciu, było coś, co mnie przyciągało. Czułam więź z Adelaide i chciałam dowiedzieć się o niej więcej.
Wzięłam kartkę, postanawiając odpuścić temat, zanim udam się na następną lekcję.
~
Po dwóch kolejnych lekcjach, historii i uzdrawianiu emocjonalnym, nadeszła pora na przerwę obiadową.
Z tacą w dłoni rozejrzałam się po zatłoczonej stołówce. Panował tu nieorganizowany chaos. Gdziekolwiek spojrzałam, studenci rozmawiali, śmiali się, jedli… całowali. Czułam, że tu nie pasuję, jak zwykle.
Dostrzegłam Nate’a siedzącego z grupą przyjaciół przy stoliku w pobliżu środka sali. Kylana tam nie było. Nate złapał moje spojrzenie i pomachał, zapraszając mnie do siebie.
Szybko odwróciłam głowę, udając, że go nie widzę. Wiedziałam, że ma dobre intencje, ale nie miałam czego szukać przy stoliku pełnym lykanów.
Możemy chodzić razem do szkoły, mieć wspólne zajęcia – ale nie jesteśmy tacy sami.
Oni nie lubili nas, a my ich. Zawsze tak było.
Zadowoliłam się stolikiem w samym rogu, mając nadzieję, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, po czym moje myśli powróciły do Elitarnej Drużyny.
Jak miałam stać się częścią drużyny, skoro publicznie ledwo potrafiłam zliczyć do dziesięciu? Byłam społecznie nieporadna, słaba w nawiązywaniu przyjaźni – a teraz Esther oczekiwała, że będę częścią zespołu?
Czy naprawdę byłam na to gotowa?
Wyciągnęłam telefon, wahając się chwilę przed wybraniem numeru taty. Pomyślałam, że przekazanie mu dobrych wieści poprawi mi humor. Może choć raz byłby ze mnie dumny, albo przynajmniej doceniłby to, co osiągnęłam pierwszego dnia.
Jak zawsze, włączyła się poczta głosowa, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Był Alfą – być może był po prostu zajęty.
Zostawiłam mu wiadomość.
– Cześć tato, tu Violet. Dawno się nie słyszeliśmy, ale chciałam ci tylko powiedzieć, że wciąż żyję. Ja… tęsknię za tobą i kocham cię. Pa.
Nagranie zakończyło się sygnałem. Moja miłość do niego była jednostronna. Ten mężczyzna ani przez jeden dzień w swoim życiu nie był ciepły, czuły ani troskliwy – ale i tak go kochałam. Przygarnął mnie, zaopiekował się mną, choć nie musiał. Mimo wszystko byłam mu wdzięczna.
Westchnęłam, bawiąc się jedzeniem na tacy.
Taty to nie obchodziło.
Mojego przeznaczonego to nie obchodziło.
Mojego brata to nie obchodziło.
Żadnego z tych studentów to nie obchodziło.
Ostateczny wniosek? Moje życie było do bani, tak samo jak Akademia Starlight. Jedyną osobą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, była Trinity, której akurat tu nie było.
Nagle głośne trzaśnięcie tacy o stół sprawiło, że aż podskoczyłam. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc prosto przed siebie i stając twarzą w twarz z kimś znajomym.
– Skoro mnie ignorowałaś, pomyślałem, że sam się wproszę.
To był Nate.
















