POV Ashley
Słońce zaszło już dawno temu, a księżyc w pełni zalewał otwarte okno. Było późno, naprawdę późno. W myślach modliłam się, żeby mama i tata spali mocnym snem, bo jeśli mnie przyłapią, będę miała kłopoty.
A tego nie chciałam. Tata był bardzo nadopiekuńczy. Dziwiło mnie, że pozwalał mi przyjaźnić się z Ryanem i Blake'iem. Nie ufał żadnemu innemu facetowi, który nie był Blakiem i Ryanem, i nie pozwalał im się do mnie zbliżać. To było irytujące i niepotrzebne, bo wstydliwie mówiąc, ja chciałam tylko uwagi jednego chłopaka.
Westchnęłam. Byłam skulona na łóżku. Moje ubrania były ukryte pod grubym kocem, który otulał mnie ciepłem. Nie chciałam, żeby mama lub tata wpadli do mojego pokoju i zobaczyli, co mam na sobie. Na pewno domyśliliby się, że coś jest nie tak.
Delikatny, chłodny wietrzyk musnął mój policzek. Patrzyłam przez otwarte okno, licząc małe białe kropki, które nazywamy gwiazdami. Byłam wrakiem nerwów. Nie powinnam była się zgodzić na wyjście dzisiaj wieczorem. Powinnam zostać w domu i czytać. Raven z pewnością dotrzymałby mi towarzystwa.
Na drewnianej podłodze spadł kamyk. Moje serce zabiło mocniej, wiedząc, że to jeden z chłopaków przyszedł mnie zabrać. Przez kilka sekund się wahałam, słysząc tykanie starego zegara na szafce nocnej. Moje ręce świerzbią, żeby go chwycić i wyrzucić za okno. Może trafię ich w głowę i będę miała wymówkę, żeby nie iść.
"Ley!" - wyszeptał stłumiony głos na zewnątrz. Cicho jęknęłam, słysząc głos Blake'a. Naprawdę Ryan, wysłałeś jego? Nie cierpiałam tego, że zawsze czułam się z nim nieswojo po tym, jak był z innymi dziewczynami. Dziewczynami, które nie były mną. Widok jego i Stacy całujących się pokazał mi, że nigdy nie będę się mogła z nią ani z innymi dziewczynami równać.
"Ley!" - kolejne syknięcie, tym razem niecierpliwe.
Przygryzłam wargę, a potem z jękiem zrzuciłam z siebie kołdrę, odsłaniając ubrania, które wybrałam. Wstałam z łóżka, podeszłam do otwartego okna i spojrzałam na Blake'a. Ledwo widziałam, co ma na sobie, ale księżyc rzucał delikatny blask na jego twarz, przez co wstrzymałam oddech.
"Zamknij się, chcesz, żeby moi rodzice cię usłyszeli?" - wysyczałam cicho, wystawiając głowę przez okno i opierając dłonie na parapecie.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się szyderczo. "Nie byłoby nic złego w tym, gdybyś wpadła w małe kłopoty, Ley. Raven byłby dumny."
Zacisnęłam zęby. Czy on zawsze będzie mi dokuczał z tego powodu? Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na samochód Ryana. Marszcząc brwi, znowu się do niego odwróciłam. "Jesteś sam? Gdzie jest Ryan?"
"Ryan jest już na imprezie, kazał mi cię odebrać" - odpowiedział, chyba nie wiedząc, że bycie sam na sam z nim przez kilka sekund wytrąca mnie z równowagi i zaczynam się zachowywać jak idiotka.
"Więc jesteś sam?" - zapytałam ponownie, czując, jak nerwy narastają w moim żołądku, prawie mnie dusząc.
Czułam jego dezorientację, widziałam, że nie rozumie, co on ze mną robi. "Tak" - mruknął, a w jego głosie pojawiła się niepewność. Westchnęłam i skinęłam głową.
"Poczekaj chwilę" - powiedziałam cicho i cofnęłam się do pokoju. Spojrzałam na swój strój, kraciasta spódnica sięgała mi do połowy uda. Zdecydowałam się dopasować do niej biały top na ramiączkach i dżinsową kurtkę, a całość uzupełniłam białymi trampkami. Ale nawet przy przyzwoitej długości spódnicy nagle poczułam się naga.
Rozejrzałam się i zauważyłam czarne legginsy, które odrzuciłam w pobliżu otwartej szafy. Przytakując sama sobie, podeszłam do nich i podniosłam. Poczułam cienki materiał między kciukiem a palcem wskazującym, ściskając go, zastanawiając się, czy je założyć.
"Ley, pospiesz się!" - wysyczał Blake.
Jęknęłam, w końcu podejmując decyzję i założyłam legginsy. Wreszcie poczułam się trochę bardziej komfortowo. Komu w ogóle próbowałam zaimponować? Podeszłam do okna, czując się jak przestępca.
Wysunęłam się przez okno i ostrożnie stawiałam kroki na dachu. Spojrzałam na Blake'a. Nie było tak wysoko, ale zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o upadku. Co, jeśli złamię sobie tyłek? Czy to w ogóle możliwe?
Zbliżyłam się do krawędzi, szukając drabiny, którą tata tu zostawił, ale jej nie zauważyłam. Zaniepokojona spojrzałam na Blake'a. "Nie ma drabiny!" - prawie krzyknęłam, czując, jak w moim ciele zaczyna się rozrastać niepokój. Czy tata wiedział o moich planach?
"Po prostu zeskocz na dół, Ley, ja cię złapię" - ponaglał Blake, ustawiając się w pozycji, żeby mnie złapać. Zlustrowałam jego ciało. Tak, miał mięśnie i na pewno utrzymałby mnie bez większego wysiłku, ale to było zupełnie co innego. Mogłam umrzeć.
Gwałtownie pokręciłam głową, cofając się. "Nie, chyba to nie jest przeznaczone. Baw się dobrze na imprezie" - wyrzuciłam z siebie.
"No daj spokój, nie wycofuj się teraz, bambina."
"Boję się" - przyznałam, patrząc na trawnik. Wyglądał tak daleko. Byłam za wysoko.
Spojrzałam w jego niebieskie oczy, światło księżyca pokazywało, jak naprawdę są niebieskie. Nawet stąd trudno było to przeoczyć. Jego oczy złagodniały. Przyjrzałam się temu, co ma na sobie, zauważając, że uwielbia ubierać się na czarno. Czarna kurtka, czarne dżinsy, czarna koszula, czarne trampki. Dla niektórych ten kolor wydawałby się onieśmielający, ale tak nie było, taki po prostu był Blake.
"Nie bój się, Ley, nigdy bym nie pozwolił ci upaść, zawsze cię złapię. Zaufaj mi" - powiedział cicho, a jego oczy mówiły coś, czego nie mogłam rozszyfrować.
"Hej, zamknijcie się wreszcie! Cholera, Ashley, po prostu skacz, nie umrzesz. To tylko kilka pieprzonych stóp!" - warknął głos.
Odwróciłam się i zauważyłam Ardena przez jego otwarte okno. Jego pokój był obok mojego. Jego światła były wyłączone, ale księżyc dawał wystarczająco dużo światła, żeby go zobaczyć. Zmarszczyłam oczy. Czy on jadł banana?
"Czy nie powinieneś spać?" - zapytałam, włączając tryb starszej siostry.
Uniósł brew, zanim ugryzł banana. "To samo można powiedzieć o tobie, starsza siostro. Nie martw się, nie powiem tacie, że się wymykasz."
Odetchęłam z ulgą, ale zesztywniałam, gdy kontynuował.
"Tylko jeśli..." - przeciągnął, a w jego oczach, które były identyczne jak oczy taty, błysnęło psotne ogieńki. "...dasz mi pięćdziesiąt dolców."
Zmarszczyłam brwi. "Oszczędzałam na książki."
Wzruszył ramionami, biorąc kolejny kęs banana. "Pięćdziesiąt dolców albo nic z tego."
Zastanawiałam się nad tym. Dać mu moje pięćdziesiąt dolarów i nie mieć książek? Nie. To dobra wymówka, żeby nie iść...
"W porządku, dam ci te pięćdziesiąt dolarów jutro" - zgodził się Blake, wyrywając mnie z momentu prawie triumfu.
"Umowa" - uśmiechnął się Arden. "Teraz skacz Ashley, nie bądź pizdą."
"Pilnuj języka Arden, wciąż jestem starsza i mogę powiedzieć tacie!" - wysyczałam i skrzyżowałam ramiona. "I nie jestem kotem" - wydęłam wargi.
Westchnęłam, a potem spojrzałam na Blake'a. Ufałam mu i to skłoniło mnie do podejścia do krawędzi. Nabierając powietrza, zmówiłam cichą modlitwę. "Gotowy?" - zapytałam nerwowo, patrząc, jak otwiera ramiona, żeby mnie złapać. Z determinacją skinął głową.
Mocno zamykając oczy, odczekałam kilka sekund, pozwalając wiatrowi owiewać moje długie włosy, a potem skoczyłam. Wstrzymałam oddech, czując, jak spadam. Czy tak czuje się umieranie?
Poczułam, jak ramiona owijają się wokół mojego ciała, przyciągając mnie do twardej klatki piersiowej. "Uff" - wydusiłam. "Możesz już otworzyć oczy, Ley" - wyrwał mnie z zamyślenia rozbawiony głos Blake'a.
Otworzyłam jedno oko, a potem drugie. Jego przeszywające niebieskie oczy natychmiast wprawiły mnie w trans i poczułam, jak po raz drugi gwałtownie łapię oddech. "Mówiłem, że cię złapię" - uśmiechnął się.
















