Perspektywa Sabriny
Zamrugałam zaskoczona i zdezorientowana, zataczając się od nagłego szoku.
– J-ja tego nie zrobiłam! – wykrztusiłam, wciąż nie mogąc pojąć, o co mnie oskarżają.
Trzy służące uparcie powtarzały tę samą historię: że podeszłam do nich o północy i dałam im truciznę, którą miały wsypać do herbaty Iris tego ranka, aby ta straciła ciążę. Że groziłam im śmiercią, jeśli się nie zgodzą.
To było absurdalne i śmieszne, bo przecież siedziałam w nowym pokoju, wypłakując sobie oczy, aż wyczerpanie pozbawiło mnie przytomności.
– Iris je do tego namówiła! To oczywiste. Chce mnie oczernić, jakbym już wystarczająco nie cierpiała – oskarżyłam, wskazując ręką na wyglądającą słabo Iris, która opierała się o Zayna, choć wiedziałam, że tylko udaje.
Ogarnął mnie ból i poczucie zdrady, że Zayn od razu nie odrzucił oskarżeń służących i nie wyzwał ich od kłamczuch, bo przecież nikt, kto mnie zna, nie dałby wiary takim bredniom.
Dosłownie nie skrzywdziłabym muchy. Dlaczego miałabym skrzywdzić Iris?
Nie ma mowy, żeby Zayn w to uwierzył, prawda?
Jednak Zayn podszedł do mnie i spoliczkował mnie, ale zanim upadłam, złapał mnie za gardło, a w jego oczach płonął gniew.
– Jak śmiesz? Jak, kurwa, śmiesz? Masz ochotę na śmierć? – ryknął mi w twarz. Czułam pieczenie na policzku, dusiłam się i szarpałam jego nadgarstek, łapiąc powietrze.
Zayn uwierzył służącym, a nie mnie, i to bolało bardziej niż zdrada. Tak bardzo, że moje serce rozpadło się na kawałki.
– Iris była przy mnie przez całą noc! Iris nigdy w życiu nie spotkała się z tymi służącymi, a ty oskarżasz ją o spisek, żeby się otruć! Czy to w ogóle brzmi logicznie? Kto by knuł przeciwko sobie w ten sposób? Spójrz na nią, jest taka słaba, zemdlała już dwa razy dzisiaj rano i może stracić ciążę, może stracić moje dziecko! Jak śmiałaś planować zabicie mojego dziecka i jeszcze masz czelność kłamać? – pytał, a żyły pulsowały mu na szyi, zaciskając dłoń na moim gardle po każdym słowie.
Nie mogłam uwierzyć, że uwierzył, że jestem zdolna kogoś otruć, a tym bardziej moją siostrę, która jest w ciąży!
Może i jestem smutna i zraniona, ale nigdy bym się do tego nie posunęła.
Kiedy w końcu mnie odepchnął, powiedziałam mu to, łapiąc z trudem hausty powietrza, ale on tylko prychnął i wskazał na mnie palcem.
– Wczoraj powiedziałaś, że zrobisz wszystko, żeby chronić swój tron. Czy to jest twój sposób? Zabicie mojego dziecka? – ryknął, a ja gorączkowo potrząsnęłam głową, próbując go przekonać, żeby mnie wysłuchał.
– Ja, Zayn Crue, odrzucam cię, Sabrino Knowles, jako moją partnerkę. Nie jesteś już moją partnerką ani moją luną. Zostałaś oficjalnie zdetronizowana.
Całe moje życie legło w gruzach w mgnieniu oka. Kilka godzin temu byłam odrzuconą i zdetronizowaną nikim, a wieść o tym zdążyła się już rozejść wszędzie.
Chodziłam ze spuszczoną głową, bo wszyscy mnie wytykali palcami i otwarcie ze mnie szydzili. Nie fatygowali się, żeby robić to za moimi plecami, skoro nie byłam już Luną.
Nie miałam partnera, dziecka ani tronu. Nie miałam imienia, nie miałam nikogo po swojej stronie. Byłam zupełnie sama.
Dalsze życie nie miało sensu.
Znalazłam most i skoczyłam z niego, żeby się nad tym nie zastanawiać, ale czyjaś ręka złapała moją, zanim wpadłam do wody, i usłyszałam głęboki głos wzywający innych do pomocy w wyciągnięciu mnie.
Zaczęłam szlochać niekontrolowanie i mimo że usilnie walczyłam z ludźmi, którzy próbowali mnie uratować, nie pozwolili mi się zabić.
– Ciii. Już jesteś bezpieczna – uspokajał głęboki głos, a czyjeś ramiona mnie objęły. Nie chciałam być ratowana, chciałam umrzeć! I dlatego szlochałam jeszcze głośniej, kurczowo trzymając się mojego wybawiciela, gdy wszystko wokół mnie spowijała ciemność.
Kiedy odzyskałam przytomność, zdałam sobie sprawę, że jestem związana, co wprawiło mnie w osłupienie. Z trudem przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia, zanim straciłam przytomność, i wszystko powoli zaczęło wracać: jak próbowałam się zabić, zanim wybawca o głębokim głosie uratował mnie wbrew mojej woli.
Więc dlaczego jestem teraz związana, skoro zostałam uratowana?
Zawołałam kogoś i po chwili drzwi ciemnego pokoju otworzyły się, a do środka wpadło światło. Dwóch mężczyzn zbliżyło się do mnie, a jeden z nich przykucnął przede mną, wpatrując się we mnie uważnie.
– K-kto mnie uratował? – zapytałam, a w moim głosie słychać było strach.
Głęboki, znajomy głos rozbrzmiał śmiechem przez kilka sekund, a ja zamrugałam zdezorientowana.
– Uratował? – powtórzył, a ja niepewnie skinęłam głową.
– Prawie skoczyłam… ale ty…
– Ach, pamiętam, co się stało – machnął ręką. – Ale ja cię nie uratowałem. Po prostu cię zabrałem, bo możesz lepiej wykorzystać swoje życie, niż po prostu się zabijać – ciągnął mężczyzna, a jego oczy błyszczały.
Poczułam się nieswojo i przestraszona.
Kim byli ci mężczyźni? Nigdy wcześniej ich nie widziałam.
– C-czy mogę już iść? – wyszeptałam, bezskutecznie próbując uwolnić związane ręce. – Dziękuję, że mnie uratowałeś, ale o to nie prosiłam. Wolę umrzeć, nie chcę wykorzystywać swojego życia w żaden lepszy sposób, o którym myślisz.
Tym razem obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
– Czy to nie urocze, że ona myśli, że ma tu jakiś wybór? – zapytał pierwszy i znowu zanurzyli się w śmiechu.
W tym momencie mój kręgosłup był sztywny, a moje serce przepełniał ogromny strach.
– Proszę, puśćcie mnie – błagałam przerażona. Ci dwaj mężczyźni zaczynali mnie przerażać. Nie wiedziałam, kim są ani gdzie jesteśmy, i nie obchodziło mnie to, chciałam stąd wyjść już teraz.
– Obawiamy się, że to niemożliwe – odparł przeciągle pierwszy i wciągnęłam gwałtownie powietrze, a strach w moim wnętrzu narastał.
– C-czy wiecie, kim jestem?? J-ja jestem l-luną… – jąkałam się, a obaj mężczyźni zarechotali.
– To jest przezabawne, bo właśnie dowiedzieliśmy się, że twój alfa cię odrzucił i zdetronizował. To nam pasuje, bo on nawet cię nie będzie szukał. Ułatwiłaś nam to.
Zignorowałam ukłucie bólu w piersi i przypomnienie o tym, co kiedyś miałam, a co odebrała mi własna siostra, podczas gdy moi rodzice wspierali ją na każdym kroku.
– Co z-zamierzacie ze mną zrobić? – zdołałam zapytać przez gulę w gardle.
– Słyszałaś kiedyś o Kronikarzu? – zapytał pierwszy, a ja wstrzymałam oddech ze strachu.
Moje oczy rozszerzyły się w następnej chwili, a usta rozchyliły.
– Co? – wyszeptałam, a oni zachichotali.
– Twoja reakcja mówi wszystko. Oczywiście, że o nim słyszałaś. Każdy słyszał – ciągnął pierwszy i trudno mi było oddychać od kierunku tej rozmowy.
Kronikarz to jeden z tysięcy przydomków, jakimi określa się Alfę Alf. Wszyscy wiedzą, kim jest, chociaż nikt nigdy nie widział jego twarzy.
– C-co to ma ze mną wspólnego? – wyszeptałam, a moje oczy wciąż były szeroko otwarte ze strachu.
Samo jego imię wystarczy, by każdego powalić na kolana ze strachu.
– Musisz wiedzieć, że każda wataha musi co roku wysyłać mu dziewicę, aby uniknąć jego gniewu. Cóż, skoro zabłąkałaś się dzisiaj do naszej watahy, a my mieliśmy problem ze znalezieniem dziewicy, która reprezentowałaby naszą watahę, postanowiliśmy ofiarować cię mu jako nasz roczny trybut.
















