Marek niósł mnie na rękach po schodach i przez drzwi. Mężczyźni stojący na korytarzu momentalnie stanęli na baczność. Spojrzeli od niego na mnie i zaczęli się odsuwać.
– Keenan.
Keenan wystąpił naprzód, wyglądając na zmartwionego, obserwując nas dwoje. – Tak, szefie?
– Przyprowadź samochód na tył.
Kiwnąwszy głową, Keenan zniknął z naszego pola widzenia, a Marek skinął głową w stronę pokoju. – Pozb
















