Przeklinając po rosyjsku, podskoczyła i przycisnęła gazę do mojego ramienia, ściskając je jak imadło, gdy krew się lała.
– *Suka, u tiebia jest' żelanije umeret'?* – warknęła na mnie wściekle Kamila.
Spojrzałam na Marka, oczekując tłumaczenia, ale on cofnął się o kilka kroków, wyglądając na chwiejnego.
– Nic mi nie jest. To nie jest najgorsze, co mnie spotkało. W zasadzie to normalne piątkowe popo
















