W miejski szczyt porannego korku wjechaliśmy, gdy wybiła szósta. Musiałam wybrać szaloną trasę przez centrum, bo jak przewidziałam, czekali, aż wjedziemy do miasta. Lew zasnął i nie obudził się od mniej więcej drugiej w nocy. Byłam wyczerpana, ale pogoń w drodze do miasta wpompowała we mnie trochę adrenaliny.
Teraz jednak, gdy jechałam pustą przestrzenią między miastem a zamkiem, zaczynałam opadać
















